Tuż przed szczytem pojawiła się nowa propozycja budżetu złożona przez szefa Rady Europejskiej. Następca Donalda Tuska Charles Michel przedstawił pod koniec ubiegłego tygodnia projekt kompromisu budżetowego na lata 2021-27. Zmniejsza on nieco wielkość budżetu w stosunku do wcześniejszych propozycji Komisji Europejskiej, ale jednocześnie minimalnie zwiększa pulę pieniędzy dla Polski. Ta propozycja ma jednak małe szanse na akceptację w parlamencie. W czwartek rozpoczyna się szczyt europejski poświęcony nowej siedmioletniej perspektywie budżetowej. Osiągnięcie porozumienia na tym szczycie jest wątpliwe.
Punktami spornymi w przypadku puli dla Polski mogą się okazać przestrzeganie praworządności i kwestie klimatyczne. Przypomnijmy, że wiosną 2018 roku Komisja Europejska przedstawiła swój projekt budżetu – bardzo niekorzystny dla Polski – pula środków dla naszego kraju stopniałaby o 23 proc. Po części związane to było paradoksalnie ze wzrostem zamożności Polski (wsparciem obejmowane są przede wszystkim najuboższe regiony), z drugiej jednak z innego kształtu wspólnej unijnej kasy – więcej pieniędzy miałoby iść na ogólnounijne projekty związane z bezpieczeństwem czy innowacyjnością.
Nowe propozycje
Jakie zmiany przynosi propozycja Michela? Po pierwsze zmniejsza unijny budżet w stosunku do propozycji KE – w myśl pomysłu szefa Rady miałby on wynosić 1095 mld euro, czyli 1,074 proc. tzw. unijnego dochodu narodowego brutto (DNB). KE proponowała 1,11 proc.
Skąd to zmniejszenie? To ukłon w stronę większych płatników, czyli „klubu oszczędnych” (Holandia, Austria, Szwecja i Dania, a także do niedawna – bo złagodziły nieco stanowisko – Niemcy), który domagał się budżetu na poziomie 1 proc. unijnego DNB.
Ukłonem w stronę największych beneficjentów, takich jak Polska, jest natomiast zwiększenie – chociaż bardzo niewielkie – kopert narodowych. Polska, za sprawą wewnętrznych przesunięć w pozycjach budżetowych, ma dostać więcej o 2 mld euro w ramach polityki spójności. Wcześniej dodatkowy 1 mld euro na rozwój regionów zaproponowała Finlandia sprawująca w poprzednim półroczu prezydencję w Radzie UE. Powiększenie puli środków łącznie o 3 mld euro będzie oznaczać, że Polska dostanie – zamiast przewidzianych przez KE 64,4 mld euro – 67,4 mld euro. Mały krok we właściwym kierunku, bo przypomnijmy, że w poprzedniej perspektywie budżetowej Polska dostała 82,5 mld euro.
Krok w stronę beneficjentów otwierałby pole do negocjacji na szczycie. Przeciwko kształtowi budżetu zaproponowanemu przez szefa Rady Europejskiej zdecydowanie wystąpił jednak Parlament Europejski – wszystkie ważniejsze grupy polityczne zapowiedziały swoje weto.
Więcej na wnp.pl