Reklama

Czworonożne roboty będą uczestniczyć w akcjach ratowniczych

Rozwój robotyki przyczynia się do zwiększenia bezpieczeństwa ludzi podczas przeprowadzania misji w niebezpiecznych terenach. Staje się to możliwe m.in. dzięki czworonożnym robotom, które można wysłać w trudno dostępne miejsca podczas akcji ratowniczych, a także do zbadania terenów skażonych promieniowaniem. Ich szerokie zastosowanie jest możliwe dzięki dołączaniu do nich czujników takich jak lidary, systemy pomiarowe czy kamery termowizyjne. Rozwiązaniem na razie zainteresowane są głównie uczelnie i jednostki badawcze, ale w miarę rozwoju potencjalnych użytkowników będzie przybywać.

– Nasz produkt zmieni rynek poprzez rozwinięcie różnych zastosowań. Na przykład strażacy będą mogli z niego skorzystać, żeby opracować różne scenariusze do ratowania osób w budynkach. Kamery termowizyjne pozwolą sprawdzić, czy w danym budynku nadal znajdują się ludzie. Opracowane zostaną rozwiązania z wykorzystaniem tego rodzaju robotów, które potem będą trafiać do innych podobnych instytucji – wyjaśnia w rozmowie z agencją Newseria Innowacje podczas Targów IFA w Berlinie Danny Ehlerding, kierownik ds. kluczowych klientów w Quadruped Robotics.

Czworonożne roboty sprawdzają się tam, gdzie obecność człowieka wiązałaby się ze zbyt dużym ryzykiem. To chociażby badanie promieniowania w Czarnobylu czy misja NASA na Marsie. Urządzenia tego typu mogą monitorować niebezpieczne obszary czy tworzyć cyfrowe kopie budynków. Rozwiązanie oferowane przez Quadruped Robotics technologicznie jest oparte na robocie Spot firmy Boston Dynamics, należącej do koncernu Hyundai, znanym jako robotyczny pies.

– Różnica pomiędzy tym produktem a naszym polega na tym, że Spot to kompletne rozwiązanie, a Boston Dynamics zapewnia wszystkie systemy. Tymczasem u nas mamy możliwość stworzenia własnych zastosowań, zainstalowania każdego wyzwalacza, chwytaka, cokolwiek jest potrzebne do dowolnego użytku – wyjaśnia Danny Ehlerding.

Firma umożliwia zamontowanie na robotach m.in. ultraszerokokątnych lidarów, ramion robotycznych czy chwytaków. Poszczególne modele robota mogą służyć m.in. w badaniach w trudnym terenie czy do przenoszenia ładunków.

– Nasze roboty są obiektem działań badawczo-rozwojowych. Sprzedajemy je głównie uniwersytetom i instytutom badawczym. To obszar, który dopiero się rozwija. Jego celem jest prowadzenie badań nad nowymi zastosowaniami w przemyśle, w działaniach ratunkowych, wszędzie, gdzie tylko można to sobie wyobrazić – dodaje przedstawiciel Quadruped Robotics.

Czworonożne roboty oparte na urządzeniu Spot ważą od kilkunastu do kilkudziesięciu kilogramów i mogą przenosić ciężary o masie nawet około 40 kg. Kontaktują się z otoczeniem nie tylko poprzez czujniki, ale i sieć 4G czy komunikację pozahoryzontalną, a także systemy nawigacji satelitarnej GNSS. Na jednym ładowaniu mogą pracować do około 5 godz., w zależności od modelu i obciążenia.

Według Allied Market Research światowy rynek robotów terenowych w 2020 roku był wart 430 mln dol. Do końca dekady jego obroty wzrosną trzykrotnie, do 1,43 mld dol. Autorzy raportu podkreślają, że czynnikiem napędzającym rozwój tego rynku będzie przede wszystkim rosnący wachlarz możliwości wykorzystania takich urządzeń. Do innych czynników wzrostu rynku robotów terenowych zalicza się wzrost inwestycji w badania i rozwój technologii robotyki oraz niedobór kadr. Oczekuje się, że również rosnące zainteresowanie rolnictwem precyzyjnym będzie dla tego rynku dużą szansą.

Newseria.pl

BIM- cyfrowa transformacja w branży budowlanej

Na rozwój oprogramowania BIM, którego używają zespoły architektów, inżynierów i specjalistów budownictwa, aby wspólnie korzystać z informacji o projektowanym i konstruowanym obiekcie, wpływały trzy czynniki: idea takich systemów, kultura organizacyjna i podejście użytkowników – takiego podziału dokonał naukowiec Politechniki Warszawskiej.

Modelowanie informacji o budynku (ang. Building Information Modeling, BIM) pozwala usprawnić projektowanie, konstruowanie i eksploatację budynków oraz projektów infrastrukturalnych. Oprogramowanie sprawia, że wszystkie osoby zaangażowane w inwestycję mają dostęp do identycznych informacji dotyczących fizycznych i funkcjonalnych właściwości obiektu, w tym samym czasie. Dzięki technologii BIM dokonała się cyfrowa transformacja w branży architektonicznej, inżynieryjnej i budowlanej.

„Wśród praktyków i teoretyków BIM nie ma zgody co do tego, czy technologia jest ewolucją systemów CAD, czy też całkowitą rewolucją w budownictwie. W jej historii miało miejsce wiele istotnych wydarzeń, a podejście użytkowników w zakresie wykorzystania BIM zmieniło się” – mówi dr inż. Andrzej Borkowski z Wydziału Geodezji i Kartografii cytowany w komunikacie na stronie uczelni.

Naukowiec przedstawił teorię poznania, niezbędną do zrozumienia historii BIM. Założył, że technologia ta ma dwa wymiary: system informacyjny i filozofię. Dr inż. Borkowski przeanalizował BIM pod kątem różnych czynników, ważnych dla badaczy oraz firm stosujących lub wdrażających technologię. Podział został dokonany ze względu na trzy aspekty: pomysł, podejście użytkownika i kulturę organizacyjną.

„Rozwój idei BIM wyznaczył kierunek, w jakim zmierzał rozwój systemów i oprogramowania. Podejście użytkownika wymuszało interoperacyjność, a kultura organizacyjna kładła nacisk na zwiększanie efektywności” – wyjaśnił w swojej pracy dr inż. Borkowski.

BIM obejmuje cały proces tworzenia informacji o budynku i zarządzaniu m.in. łączy i porządkuje wielobranżowe dane, dzięki temu eksperci mogą tworzyć szczegółowe opisy cyfrowe na każdym etapie prac. Analiza rozwoju BIM ze względu na: ideę (pomysł), kulturę organizacyjną i podejście to pierwsza taka próba uporządkowania ewolucji BIM. Naukowiec PW zaproponował również autorskie definicje dla standardu modelowania informacji o budynku.

Dr inż. Borkowski jest trzecim Polakiem, którego praca została opublikowana w czasopiśmie naukowym w Journal of Information Technology in Construction (ITcon).

Nauka w Polsce

Konferencja ML in PL – wszystko o uczeniu maszynowym

Uczenie maszynowe i jego praktyczne zastosowania będą tematem czterodniowej konferencji naukowej w Warszawie połączonej z wręczeniem nagród im. Witolda Lipskiego. Od 26 do 29 października zaplanowano wykłady i dyskusje w Centrum Nauki Kopernik i na dwóch stołecznych uczelniach.

Uczenie maszynowe (machine learning – ML) – nie tylko w rozwijaniu sztucznej inteligencji, informatyce i matematyce, ale również w biznesie, handlu, astronomii i wielu obszarach medycyny – od poszukiwania leków poprzez diagnostykę kardiologiczną do leczenia nowotworów z przerzutami – te i o wiele więcej zastosowań, a także wyzwań związanych z uczeniem (się) maszyn omówią uczestnicy kilkudziesięciu paneli, wykładów, spotkań i warsztatów organizowanych w ramach siódmej już edycji konferencji ML in PL w Szkole Głównej Handlowej, na Politechnice Warszawskiej i w Centrum Nauki Kopernik.

ML in PL jest platformą, dzięki której młodzi naukowcy zainteresowani uczeniem maszynowym prezentują swoje wyników przed środowiskiem akademickim i biznesowym. Mogą nawiązać długotrwałe kontakty z potencjalnymi pracodawcami oraz zaproszonymi badaczami.

Konferencja ML in PL (dawniej PL in ML) poświęcona będzie badaniu i zastosowaniom uczenia maszynowego. Organizatorem jest stowarzyszenie non-profit ML in PL – grupa młodych entuzjastów uczenia maszynowego wywodzących się z różnych środowisk akademickich, głównie studentów, absolwentów i doktorantów.

Warsztaty dla młodzieży akademickiej

Konferencję rozpoczną studenckie warsztaty zorganizowane 26 października w Szkole Głównej Handlowej. Młodzież akademicka będzie dyskutować m.in. o realistycznych atakach, rachunku różniczkowym, losowym podobieństwie, magazynowaniu energii w inteligentnej sieci, a także o szacowaniu odległości galaktyk w oparciu o głębokie uczenie się.

Podczas inauguracji konferencji zostaną wręczone nagrody im. Witolda Lipskiego dla wybitnych informatyków.

Wykład inauguracyjny poświęcony modelom wielkojęzykowym (LLM) otwierającym erę sztucznej inteligencji (AI) wygłosi Leon Bottou z Meta AI. „Czy maszyna stanie się świadoma i zbuntuje się przeciwko swoim twórcom? Czy czeka nas apokalipsa?” – ekspert nieco odsunie od siebie wizje science fiction i skupi się na profesjonalnym omówieniu zjawiska AI oraz szans i zagrożeń wynikających z jej stosowania i rozwijania. Czwartkowy panel dyskusyjny będzie poświęcony otwartemu oprogramowaniu.

Wykorzystanie ludzkiej wiedzy

W piątek 27 października odbędzie się w Centrum Nauki Kopernik – panel zatytułowany „Człowiek w pętli” poświęcony wykorzystaniu ludzkiej wiedzy w celu ulepszania modeli sztucznej inteligencji.

Tego dnia zaplanowano aż trzy wykłady główne gości m.in. z Google Deepmind i uniwersytetów z Włoch i Francji oraz sesje wykładowe z udziałem polskich ekspertów m.in. z Politechnik Poznańskiej, Warszawskiej i Wrocławskiej, Uniwersytetu Jagiellońskiego i instytucji zagranicznych. Do wyboru będą panele sponsorskie oraz liczne panele merytoryczne, gdzie o modelach uczenia maszynowego będzie mówiło się nie tylko w kontekście informatyki i biznesu, ale również odkryć naukowych w astronomii, walki z odpornością na antybiotyki, diagnostyki kardiologicznej czy histopatologii cyfrowej.

W sobotę 28 października konferencję (również w Koperniku) rozpoczną kolejne trzy specjalistyczne wykłady, następnie zaplanowano sesje posterowe i dyskusje – miedzy innymi z udziałem nagrodzonych wcześniej laurealów nagrody im. Witolda Lipskiego. Jednym z wystąpień będzie wykład badaczki z Delft (Holandia) na temat wykorzystania uczenia maszynowego w leczeniu przerzutów raka.

Czterodniowy zjazd zakończy się na Wydziale Matematyki i Nauk Informacyjnych Politechniki Warszawskiej. Niedzielne warsztaty w siedmiu blokach tematycznych będą dotyczyły nie tylko zagadnień teoretycznych, ale także znajdowania zastosowań uczenia maszynowego w handlu, biznesie lub odkrywaniu nowych leków. Warsztat ekspertów firmy Amazon jest bezpłatny, na pozostałe trwa sprzedaż biletów (studencki – 50 zł, normalny 100 zł).

Jak informują organizatorzy, od inauguracji w 2017 r. konferencja gromadzi zróżnicowaną publiczność, zapewniając zainteresowanym platformę do słuchania czołowych ekspertów dziedzinie ML, prezentowania i omawiania najnowszych badań w przyjaznej i integracyjnej atmosferze. Od 2019 roku co roku w konferencji bierze udział około 500 uczestników.

Nauka w Polsce

W sieciach straty zamiast eldorado

Skandynawska grupa Eltel sonduje możliwość sprzedaży polskiego biznesu wykonawstwa sieci elektroenergetycznych – wynika z nieoficjalnych informacji portalu WysokieNapiecie.pl. Spółka, podobnie jak cały sektor, zmaga się z trudnościami, choć inwestycje w sieci są kluczowe dla transformacji energetyki

Eltel w Polsce działa od 2003 r., gdy kupił Zakład Wykonawstwa Sieci Elektrycznych Olsztyn. Następnie przejmował kolejne podmioty świadczące usługi w branży sieci elektroenergetycznych i telekomunikacyjnych.

Przez minione dwie dekady struktura grupy w Polsce się zmieniała i aktualnie tworzą ją trzy spółki: Eltel Networks Energetyka (czyli dawny ZWSE Olsztyn), Eltel Networks Engineering (dawny Energoprojekt Kraków) oraz gdański Eltel Networks Poland, który pełni funkcję centrum usług wspólnych dla grupy Eltel poza Polską.

Wśród tych spółek kluczowa jest ta pierwsza, która należy do grona największych firm na polskim rynku wykonawstwa sieci elektroenergetycznych. Jednocześnie zmaga się ona z trudnościami i od 2019 r. notuje ujemne wyniki finansowe. W ciągu ostatnich lat było to łącznie 134 mln straty przy 880 mln zł przychodów. Załoga w tym czasie zmniejszyła się z ponad 600 do niespełna 400 pracowników.

W ubiegłym roku także projektowy Eltel Networks Engineering, z załogą liczącą blisko 90 pracowników, zanotował prawie 8 mln zł straty przy przychodach w wysokości 10,6 mln zł. Co prawda rok wcześniej zysk wyniósł prawie 12 mln zł, ale było to możliwie dzięki sprzedaży biurowca firmy w Krakowie.

Kupiec poszukiwany?

W ostatnich dniach portal WysokieNapiecie.pl w kilku niezależnych od siebie źródłach usłyszał, że Eltel sonduje możliwość sprzedaży problematycznego biznesu. Oferty miały trafić przynajmniej do kilku podmiotów, ale na razie trudno oceniać, czy znajdą się zainteresowani.

O potwierdzenie tych informacji poprosiliśmy w centrali grupy w Sztokholmie. Elin Otter, dyrektor ds. komunikacji i relacji inwestorskich, odpowiedziała nam jedynie, że „jako spółka notowana na giełdzie Eltel ma politykę niekomentowania plotek”.

W raporcie finansowym, który grupa publikowała po pierwszym półroczu 2023 r., można przeczytać, że biznes w Polsce zmaga się poważnymi wyzwaniami dotyczącymi rentowności, na co wpływ ma m.in. wzrost kosztów i wpływ wojny na Ukrainie. Podkreślono, że mimo trwającej restrukturyzacji negatywne czynniki mogą oddziaływać również w przyszłości. Tomasz Elżbieciak

Czego więcej można dowiedzieć się z raportu rocznego za 2022 r.? Czy kontrakty i przetargi nadążają za kosztami? Jakie jeszcze firmy zmagają się z kłopotami na rynku elektroenergetycznym? O tym w dalszej części artykułu na portalu WysokieNapiecie.pl LINK: https://wysokienapiecie.pl/93509-w-sieciach-straty-zamiast-eldorado-duza-spolka-na-sprzedaz/#dalej

Nici liftingujące zbawienne dla zachowania urody

dr Iwona Manikowska

Dla doktor medycyny estetycznej  Iwony Manikowskiej, zabieg z użyciem nici liftingujących jest jednym z jej ulubionych. Choć literatura fachowa określa go jako trudny, doświadczonemu lekarzowi nie powinien sprawiać trudności. Właścicielka Happy Clinic implantuje nici od 2015 roku i od dawna również kształci innych lekarzy z realizacji tego typu zabiegów. Uważa je za wersję slow medycyny estetycznej i jest przekonana, że będą odpowiadały wszystkim, którzy są zwolennikami stylu slow life, a operacje twarzy uznają za absolutną ostateczność.

Jak przywrócić i utrzymać młodzieńczy wygląd dzięki niechirurgicznemu liftingowi twarzy? To moje pierwsze pytanie do doktor Iwony Manikowskiej z Happy Clinic.

Przychodzi taki moment w życiu, że patrząc w lustro zaczynamy sobie boleśnie zdawać sprawę z działania grawitacji. Widzimy odbicie smutnej twarzy ze skierowanymi w dół kącikami ust, zaburzoną linię żuchwy, opadające „chomicze” policzki. Ale nie umiemy albo nie chcemy zdecydować się na interwencję chirurgiczną. W takim przypadku idealnym rozwiązaniem będzie zabieg z użyciem nici liftingujących. Jest to zabieg niechirurgiczny, podnoszący i napinający opadającą skórę twarzy, podbródka i szyi. W większości przypadków powinien on być poprzedzony wcześniejszą poprawą jakości skóry – jej jędrności i uwodnienia kwasem polimlekowym lub hydroksyapatytem wapnia. Te silne stymulatory powszechnie stosowane w medycynie estetycznej niczego jednak nie unoszą, stąd po ich zastosowaniu sięgnięcie po nici liftingujące jest niezwykle wskazane. 

Jak przebiega zabieg z użyciem nici liftingujących?

Do niechirurgicznego liftingu twarzy używane są różnego rodzaju nici, wprowadzane na odpowiedniej dla danego pacjenta głębokości do tkanki, a następnie podciągane w zaplanowanym przez lekarza kierunku. Pojedyncza, sterylizowana nić zapakowana jest w specjalnej kaniuli. Każdą kaniulę wprowadza się osobno pod skórę, a następnie usuwa, pozostawiając nić na miejscu. Czas trwania zabiegu zależy od ilości nitek i złożoności ich umiejscowienia (implantacji) i maksymalnie wynosi ok. jednej godziny. 

Używamy trzech rodzajów nici, spełniających następujące funkcje:

  • nici z haczykami – tworzą „szkielet” podtrzymujący tkanki miękkie, unoszą policzki, poprawiają owal twarzy i opadające kąciki ust
  • nici z mikrosupełkami – wzmacniają efekt uniesienia skóry, stosowane są najczęściej do liftingu szyi i podbródka
  • nici z mikrostożkami – stymulują produkcję kolagenu i elastyny, szczególnie korzystne dla osób ze zbyt dużą ilością luźnej skóry, uwydatniają policzki, pozwalają pozbyć się „chomików”.

Zabiegi polegające na zakładaniu nici liftingujących idealnie wpisują się w zasadę pracy Happy Clinic, która brzmi ” Minimalnie inwazyjnie, maksymalnie efektywnie„. Okres rekonwalescencji po ich wykonaniu jest niewielki lub żaden, chociaż u niektórych pacjentów występuje delikatny obrzęk, bolesność lub drobne siniaki. Z całą pewnością nie należy spodziewać się po zabiegu infekcji. Jej ryzyko jest praktycznie zerowe, ponieważ pracujemy w maksymalnie sterylnych warunkach. 

Które partie ciała korygujemy w Happy Clinic nićmi liftingującymi? 

Aktualnie w ofercie Happy Clinic posiadamy zabiegi nićmi liftingującymi na twarz, podbródek i szyję, ponieważ uważamy, że w tych obszarach można najbezpieczniej i najefektywniej je zaimplantować osiągając najlepsze rezultaty zabiegowe. Nie liftingujemy nićmi brwi, nie modelujemy nimi modnych kształtów oczu (tzw. foxy eyes – uniesienie zewnętrznej części brwi i oka). Pacjentów chcących poprawić wygląd twarzy w tym zakresie zapraszamy na konsultację do okuloplastyka lub chirurga plastycznego. Jesteśmy przekonani, że o wiele lepszy efekt w tym obszarze przyniesie blefaroplastyka z liftingiem brwi.

Zabieg jest przeznaczony dla pacjentek i pacjentów, którzy chcą wyglądać naturalnie młodo, ale nie zamierzają nigdy poddawać skomplikowanej operacji chirurgii plastycznej. Widoczne rezultaty implantacji nici liftingujących utrzymują się zwykle od 18 do 24 miesięcy.

Happy Clinic oferuje także szkolenia dla lekarzy  prowadzone przez doktor Iwonę Manikowską w zakresie procedur implantacji nici liftingujących w obszarach twarzy, szyi i podbródka. – Celem naszych szkoleń jest to, aby lekarze uzyskiwali dobre wyniki przy minimalnych skutkach ubocznych.

Pytania zadawane najczęściej przez osoby rozważające niechirurgiczny lifting twarzy. 

CZY ZABIEGI IMPLANTACJI NICI LIFTINGUJĄCYCH SĄ BEZPIECZNE?
Tak, ta procedura jest bezpieczniejsza niż tradycyjny chirurgiczny lifting twarzy. W Happy Clinic stosujemy wyłącznie markowe nici rozpuszczalne sygnowane przez najlepszych producentów, co zmniejsza ryzyko infekcji. 

KIEDY STWORZONA ZOSTAŁA TA PROCEDURA?
Nici konturujące zostały po raz pierwszy zatwierdzone w Stanach Zjednoczonych w 2006 roku; jednak były to nici nierozpuszczalne i ich zatwierdzenie zostało szybko cofnięte. Kolejnym krokiem było opracowanie nici biodegradowalnych, za pomocą których wykonuje się szew podobny do szwów stosowanych w chirurgii sercowo-naczyniowej. W 2015 roku W USA zatwierdzono stosowanie tego typu nici do unoszenia tkanek.

CZY ZASTOSOWANIE NICI LIFTINGUJĄCYCH MA JAKIEŚ DZIAŁANIA NIEPOŻĄDANE?
Zwykle nie, ale możliwe są pewne skutki uboczne związane z techniką zakładania i rodzajem zastosowanych nici. Należą do nich przejściowe i powierzchniowe zagłębienia związane z unoszeniem tkanki. Im więcej tkanki jest do uniesienia, tym większa możliwość powstania przejściowych wgłębień. Happy Clinic często przeprowadza ten zabieg dwuetapowo, tak aby zminimalizować ryzyko niepożądanych efektów u pacjentów. Wszystko tak naprawdę zależy od oczekiwań pacjentki.

Z dr Iwoną Manikowską, ekspertem medycznym portalu Liderzy Innowacyjności rozmawiała Jolanta Czudak

Przez pomyłkę prąd potaniał tak, że OZE straciły wsparcie

W wyborczą niedzielę rekordowe 16 godzin doby zostało wycenionych na warszawskiej giełdzie energii poniżej zera. Rynek zareagował tak na chybioną prognozę wysokiej produkcji OZE. Ostatecznie ceny na Rynku Bilansującym nawet na chwilę nie spadły poniżej zera. Jednak OZE straciły już prawo do zielonych certyfikatów, taryfy gwarantowanej lub pokrycia ujemnego salda z aukcji OZE. O tych przepisach ustawy o OZE niemal nikt nie pamiętał

Wyborcza niedziela zaskoczyła energetyków nie tylko w spółkach skarbu państwa. Duży błąd prognozy produkcji energii ze źródeł odnawialnych bardzo mocno poprzestawiał ceny na rynku energii i po raz pierwszy doprowadził do zastosowania przepisów odbierających wsparcie większości instalacji OZE w Polsce.

Polskie Sieci Elektroenergetyczne prognozowały, że niedzielna generacja mocy instalacji fotowoltaicznych będzie rosnąć parabolicznie do 7 GW w środku dnia, a farmy wiatrowe będą dostarczać kolejne 7 GW pod sznurek przez całą dobę. Z kolei zapotrzebowanie odbiorców miało sięgać 16 GW w ciągu dnia i 18 GW w szczycie wieczornym.

Energia na niedzielę wyprzedana po ujemnych cenach

Chociaż spółki obrotu energią też mają swoje prognozy i modele, to jednak plany pracy PSE wywierają znaczący wpływ na zachowania uczestników rynku. Tak było i tym razem. Podczas sobotnich notowań kontraktów godzinowych z dostawą na niedzielę (na drugim fixingu, uwzględniającym też handel międzynarodowy), aż 16 z 24 godzin doby zamknęło się poniżej zera. Tak wielu ujemnych godzin w ciągu doby nie było w Polsce nigdy wcześniej.

Po uwzględnieniu wszystkich sobotnich notowań na giełdowym Rynku Dnia Następnego (RDN), indeks TGeBase na niedzielę zamknął się z siedmioma godzinami z rzędu poniżej 0 zł/MWh. To wystarczyło, aby po raz pierwszy w historii uruchomić zapisy ustawy o OZE odbierające wsparcie większości odnawialnych źródeł energii w Polsce za prąd generowany w niedzielę w godzinach od 10:00 do 16:00.

OZE bez wsparcia

Ustawa przewiduje, że właściciele źródeł OZE, bez względu na to, czy chodzi o elektrownie wiatrowe, słoneczne, wodne, na biomasę czy biogaz, nie otrzymają zielonych certyfikatów, gwarantowanej ceny sprzedaży (FiT, FiP), ani wyrównania do ceny zakontraktowanej w aukcji OZE, jeżeli przez co najmniej sześć godzin z rzędu indeks TGeBase przybierze wartości ujemne. Przepisy obowiązują od lat, ale nikt o nich nie pamiętał. Na ponad dziesięć osób z branży energetycznej, z którymi rozmawialiśmy o tej sytuacji, zaledwie dwie pamiętały o ich istnieniu.  Bartłomiej Derski

Dlaczego wprowadzono przepis? Jak bardzo prognoza rozminęła się z rzeczywistością? Czy wybory i mecz podbiły zużycie energii? Jak częste mogą być ujemne ceny energii? O tym w dalszej części artykułu na portalu WysokieNapiecie.pl  LINK: https://wysokienapiecie.pl/93442-przez-pomylke-prad-potanial-oze-stracily-wsparcie/

Nowa era biznesu stawia na „REGENERACJĘ”

Obecne procesy transformacji biznesowej nie przynoszą oczekiwanych efektów. Nowe plany skupiają się na długoterminowym podejściu do swojego modelu działaniu na zasadzie „REGENERACJI”. Jest to wykorzystanie zewnętrznych danych, analiz, nowych modeli cyfrowych i zaawansowanej sztucznej inteligencji, aby na podstawie wydarzeń i warunków, poza własnymi murami przedsiębiorstw szybko i precyzyjnie podejmować taktyczne i strategiczne decyzje wspierające kreację wartości dodanej dla bardzo szeroko rozumianych interesariuszy.

Poprzez REGENERACJĘ całego systemu biznesowego – od początku łańcucha dostaw po doświadczenie klienta i kulturę organizacyjną – zarówno biznes, jak i sektor publiczny, mogą zagwarantować, że pojedyncze zespoły, firmy, klienci, społeczeństwo i środowisko osiągną i utrzymają swój pełny potencjał kreowania wartości dodanej.

Patrząc z lotu ptaka

Nowy raport badawczy firmy Kearney pt. Regenerate: For a future that works for everyone (Regeneracja: przyszłość, która działa dla wszystkich) opiera się na wynikach ankiety przeprowadzonej wśród 800 CXO (członków kadry zarządzającej) z całego świata. Wyniki tej ankiety wyraźnie pokazują, że aż 99 proc. globalnych liderów biznesowych uważa, że stanie się „REGENERACYJNYM” przedsiębiorstwem jest istotne. Jednocześnie tylko 43 proc. twierdzi, że ich firmy już skutecznie działają w ten sposób. Podobnie, tylko 40 proc. liderów uważa, że skutecznie wdrożyły kulturę REGENERACJI, a 45 proc. stwierdziło, że już teraz operuje REGENERACYJNYM łańcuchem dostaw. To istotna luka do zapełnienia, wskazująca na dużą potrzebę wsparcia kompetencyjnego i transformacyjnego.

Idea REGENERACYJNEGO biznesu wśród CEO wskazuje, że ponad połowa firm może obecnie potrzebować pomocy z wdrożeniem lub wsparciem w dążeniu do osiągnięcia nowego modelu. O ile tylko 2 proc. CEO odrzuca model REGENERACYJNY jako nieistotny dla ich korporacji, o tyle jedynie 47 proc. tej samej grupy twierdzi, że już w tym momencie odpowiednio stosują ten model w business-as-usual.

Różnice zauważalne są również pomiędzy stanowiskami w kadrze kierowniczej. Prawie połowa (48 proc.) CEO na całym świecie twierdzi, że ich firma jest bardzo efektywna w operowaniu w duchu REGENERACJI. COO (dyrektorzy operacyjni) potwierdzają działanie w takim modelu, jednak 58 proc. uważa, że wciąż można osiągnąć większy postęp.

Które branże nadają ton w implementacji modelu REGENERACYJNEGO?

Mimo że aż 92 proc. liderów wierzy w odpowiedzialność biznesu za stworzenie „przyszłości, która działa dla wszystkich”, badania firmy Kearney pokazują, że sektor detaliczny wyprzedza konkurencję w realizacji tego celu. Ponad połowa firm detalicznych (53 proc.) działa w duchu REGENERACJI, a ponad jedna trzecia (35 proc.) robi to bardzo efektywnie, częściowo wykorzystując technologię w celu efektywnego wykorzystywania energii i materiałów.

Przykładowo, sektor energetyczny również podąża śladem REGENERACJI i podejmuje REGENERACYJNE podejście do zrównoważonego rozwoju. Aż 46 proc. liderów zespołów zarządzających w tym sektorze zgłasza, że już teraz działa REGENERACYJNIE. Oprócz zmian w łańcuchu dostaw, liderzy sektora energetycznego uważają, że największą szansą na REGENERACJĘ są systematyczne zmiany w ich modelu biznesowym, w tym wykorzystanie odpowiedzialnego i pogłębionego spojrzenia na zaawansowaną analitykę.

Alex Liu, Dyrektor Zarządzający Kearney komentuje:

Wyniki naszego badania jednoznacznie wskazują, że firmy pragną przejść od strategii opartej wyłącznie na odporności do pełnowartościowej strategii regeneracyjnej. To dla nich o wiele głębsza transformacja bez względu na to, czy oznacza prawdziwą digitalizację przestarzałych globalnych łańcuchów dostaw, wdrożenie analizy danych w całym modelu działania czy też podniesienie jakości rozwoju i inspiracji różnorodnymi i zrównoważonymi miejscami pracy. To co nieoczekiwane staje się normalnością, a ciągła zmiana staje się obowiązującym stanem dla tych, którzy chcą pozostać liderami. Ciągle potrzebujemy więc czegoś więcej, ale jednocześnie coraz więcej jest możliwe.

Model biznesu oparty na regeneracji pozwala zmierzyć się z nowymi wyzwaniami rzeczywistości i prowadzi firmy o krok dalej, umożliwiając fundamentalne, transformacyjne zmiany. Firmy muszą cofnąć się o krok i przeanalizować swoje modele biznesowe, ocenić swoje produkty lub usługi i skoncentrować się na tworzeniu maksymalnej wartości dodanej dla wszystkich interesariuszy oraz szerszego ekosystemu, w którym działają.

Abby Klanecky, Partner i Dyrektor ds. Marketingu i Obsługi Klienta w Kearney dodaje:

Nasze badania potwierdzają, że firmy coraz bardziej zbliżają się do działania w modelu regeneracyjnym. Powinny jednak pamiętać, by na tej drodze nie stracić z pola widzenia końcowego celu, któremu ma to służyć. Regeneracja to nie tylko restrukturyzacja i usuwanie bolączek. Ważne jest, aby każdy plan określał, co oznacza sukces w ujęciu długoterminowym, przełamywał wewnętrzne bariery w dzieleniu się wiedzą i wnosił realną wartość dodaną do świata, w którym działamy.

Firmy muszą wykorzystywać swoje mocne strony i identyfikować nowe możliwości rozwoju i wpływu w przyszłości. Odporność była hasłem przewodnim ostatnich kilku lat, teraz będzie nim „regeneracja”.

Michał Zębik

Jak zwalczyć lęk separacyjny  u psów?

Fot. z facebooka.

Uważa się, że objawy lęku separacyjnego występują u 22,3-55% ogólnej populacji psów i stanowią od 14 do 40% przypadków skierowań na terapię behawioralną.  Fakt, że mamy tak ogromną ilość psów, które cierpią na ten dość wyniszczający lęk oznacza, że musimy robić więcej i pomóc im jak najskuteczniej to możliwe.

Lęk separacyjny to nic innego jak paniczna reakcja na bodźce wywołujące strach, w tym przypadku jest to czas spędzany samemu. Bardzo ważne, żeby zdać sobie sprawę, że to co jako opiekun psa widzimy, czyli szczekanie, niszczenie, czy załatwianie się w domu, nie jest związane z tym, że pies jest niegrzeczny, zły, czy złośliwy. Pies robi to z powodu ogromnego strachu. Nie możemy rozwiązać tych zewnętrznych problemów bez zajęcia się podstawowym strachem, którego doświadcza ten zwierzak. Bardzo ważne jest, aby zrozumieć poziom paniki, przez który te psy przechodzą. Jest to taka sama fobia jak te, z którymi zmaga się wiele ludzi – strach przed lataniem, przed publicznym przemawianiem, lęk wysokości, itd.

Wokół tego problemu mamy oczywiście całą masę mitów odnośnie zasad, jakimi powinien kierować się opiekun psa cierpiącego na lęk separacyjnych, takich jak:

● nie powinno się rozpieszczać psa, poprzez np. pozwalanie na spanie w łóżku, karmienie dodatkowymi smakołykami, czy zabieranie na sprawunki, czy wycieczki,  ● konieczne jest używanie klatki kennelowej,  ● nie należy żegnać się lub witać z psem,  ● powinno się wrócić, dopiero gdy pies się uspokoi i przestanie  wokalizować,  ● warto dać psu zabawkę, czy gryzaka, żeby nie zauważył jak  opiekun z domu.

Wszystkie te porady, są oczywiście kompletnie nieprawdziwe, a co więcej jest duża szansa, że tylko spotęgują już istniejący problem. Jakimi zasadami należy się w takim razie kierować?

Celem leczenia jest zmniejszenie lęku związanego z wyjściem opiekuna , a nie próba bezpośredniego leczenia objawów, czyli eliminacji zachowań  destrukcyjnych czy wokalizacji. Kluczowym elementem w procesie leczenia jest wyeliminowanie nieobecności opiekuna w domu, dlatego wbrew powszechnej opinii, że praca zdalna przyczynia się do powstania lęku separacyjnego, w praktyce jest niezbędnym elementem terapii.

Terapia to codzienne małe zwycięstwa psa – okresy jak długo Twój pies będzie w stanie przebywać sam, zanim zacznie wykazywać objawy stresu i lęku. To wszystko ma na celu nauczyć psa, że zawsze wrócisz oraz pomóc mu w zrozumieniu, że czas w samotności jest bezpieczny. Dlatego tak ważne jest, abyś podczas całej terapii nie pozostawiał psa na dłużej niż jest w stanie wytrzymać, a tym samym nie dopuścił do pojawienia się poczucia paniki. Nie ma tutaj drogi na skróty.

Więcej pytań i kompleksowych odpowiedzi na interdyscyplinarne problemy oraz wyzwania dnia codziennego czworonogów znajdziemy w najnowszym e-booku wydanym przez Petsy, pt. “Petsitting to wielka rzecz, czyli jak zacząć rozwijać się w zawodzie petsittera”.

Petsy.pl

Przełom w telemedycynie na Lubelszczyźnie? Kontynuacja „Okobusa”

Lubelski Uniwersytet Medyczny otrzymał dotację z Ministerstwa Edukacji i Nauki na finansowanie projektu pn. „Okosmart – Aplikacja do rozpoznawania chorób siatkówki”. Kwota wsparcia wynosi prawie 1.160 000 zł. Opracowanie  aplikacji umożliwi stawianie szybkiej, wstępnej diagnozy choroby siatkówki na podstawie obrazu badania optycznej koherentnej tomografii (OCT).

„Okosmart” jest kontynuacją projektu  „Okobusa”, mobilnego punktu wyposażonego w kamerę do wykonywania i diagnozowania chorób oczu. Za jego pośrednictwem przebadano na Lubelszczyźnie kilkadziesiąt tysięcy osób. Dzięki temu  można rozpocząć leczenie pacjentów, u których zdiagnozowano  wiele schorzeń oczu lub radykalnie spowolnić ich rozwój.

– Plamka jest strukturą niezwykle istotną dla zdolności wzroku, szczególnie dla widzenia o wysokiej rozdzielczości barw oraz dla funkcji, takich jak rozpoznawanie twarzy, czytanie druku, itp. – powiedział w rozmowie z reporterem RMF FM Krzysztofem Kotem prof. Robert Rejdak, szef lubelskiej Kliniki Okulistyki i prorektor ds. cyfryzacji Uniwersytetu Medycznego w Lublinie. – Aplikacja, którą tworzymy, oparta na algorytmach sztucznej inteligencji, ma przyspieszyć diagnostykę na podstawie cyfrowych zdjęć, które już posiadamy w naszej klinice oraz w ramach naszej współpracy z Kliniką Okulistyki w Madrycie. Algorytm będzie rozpoznawać zmiany chorobowe na dnie oka. Zrobi to automatycznie i będzie wybierał pacjentów podejrzanych o chorobę, kierując ich jednocześnie do dalszej diagnostyki i ewentualnego leczenia

W praktyce, lekarze rodzinni lub technicy przeszkoleni mogą w swoich przychodniach dzięki kamerze wykonywać zdjęcia plamki pacjentom. Naszym celem jest, aby aplikacja była dostępna dla lekarzy, optometrystów i personelu medycznego, co pozwoli na rozszerzenie diagnostyki chorób oczu w miejscach o trudnym dostępie do okulisty – powiedział prof. Kamil Jonak z Politechniki Lubelskiej.

Początkowo algorytm będzie bazował na zdjęciach wykonanych w Okobusie, ale również bazie zdjęć z Madrytu. Im więcej zdjęć, tym większa skuteczność w diagnozowaniu, ponieważ sztuczna inteligencja będzie się uczyć – przekazuje prof. Jonak.

Zaznaczył jednocześnie, że taka forma diagnostyki chorób oczu, w tym w miejscach o trudnym dostępie do okulisty, to będzie przełom w telemedycynie.

Autorzy: Krzysztof Kot, Paweł Kmiecik

OZE mają pod górkę. Chwilowa zadyszka, czy ciemne chmury?

Mads Nipper, prezes Ørsteda

Branża OZE, która w ostatnich latach była ulubienicą inwestorów, w tym roku radzi sobie gorzej przez drogi kapitał. Słabszy okres mniejszych firm to czas konsolidacji, który wykorzystują duzi gracze.

Wzrost kosztów uderzył w producentów turbin wiatrowych, co wpływa na rentowność projektów, zwłaszcza w morskiej energetyce wiatrowej. Wykonawcy dużych farm słonecznych mają teraz pełne ręce roboty, ale gorzej jest z rynkiem prosumenckim. Branża fotowoltaiczna dorobiła się w Europie rekordowych zapasów magazynowych, co wynika z gorszej koniunktury w budownictwie. Ogromne dotacje, które płyną na rozwój OZE nie wystarczą do pobudzenia rynku. Niepewność legislacyjna, ograniczenia sieciowe, a do tego wysoki koszt kapitału i problemy z łańcuchem dostaw to wyzwania, z jakimi muszą mierzyć się spółki.

Nie gaz, nie węgiel, nie ropa, tylko kapitał

Giełdowy S&P Global Clean Energy Index, obejmujący sto największych spółek z energetyki słonecznej wiatrowej i innych przedsiębiorstw związanych z OZE w Europie i USA, spadł w ciągu ostatnich dwóch miesięcy o 20,2 proc. To najgorszy wynik od 2013 r. – podaje „Financial Times”. Dla kontrastu indeks energetyczny S&P 500, w którym dominują ropę i gaz, wzrósł o 6 proc.

Brytyjska gazeta ocenia, że modele biznesowe grup odnawialnych są słabo dostosowane do wysokiej inflacji i wysokich stóp procentowych. Sektor OZE jest szczególnie narażony na rosnące stopy procentowe, ponieważ wiele firm zawiera długoterminowe umowy, ustalające cenę, po której będą sprzedawać energię, jeszcze przed rozpoczęciem realizacji swoich projektów. W miarę gwałtownego wzrostu inflacji wyższe koszty uderzają w przedsiębiorstwa zajmujące się OZE podczas gdy podwyższone stopy procentowe podnoszą obsługę kredytów, zwykle udzielanych bardzo hojnie.

W Europie wzrost kosztów uderzył mocno w producentów turbin wiatrowych i firmy energetyczne, które rozwijają morską energetykę wiatrową. Vattenfall w czerwcu informował o zawieszeniu jednego z brytyjskich projektów offshore argumentując, że jego koszty wzrosły o 40 proc.

Największy deweloper morskich farm wiatrowych – duński Ørsted także ma problemy z opłacalnością niektórych projektów. Akcje Ørsteda tracą na wartości od wielu miesięcy, a szczególnie gwałtownie po tym, jak koncern poinformował, że spodziewa się obniżyć wartość swoich amerykańskich projektów morskiej energetyki wiatrowej o ok. 2,3 mld dol. Prezes Ørsted Mads Nipper (nz) ocenił, że „zbierają się ciemne chmury”, ponieważ stopy procentowe wzrosły z przeważnie 0 proc. do 4 proc., co ma „bardzo dramatyczny wpływ na OZE”. „Nie potrzebujemy gazu, ropy ani węgla. Paliwem dla OZE jest kapitał i z dnia na dzień stał się znacznie droższy”– cytowała wypowiedź Nippera agencja Reuters. 

Magdalena Skłodowska

Czy zielone certyfikaty pomogły w zyskach? Jak rząd doprowadził do obniżki ich wyceny? Czy magazyny energii okazały się pomocne? O tym w dalszej części artykułu na portalu WysokieNapiecie.pl  LINK: https://wysokienapiecie.pl/93039-oze-maja-pod-gorke-chwilowa-zadyszka-czy-ciemne-chmury/#dalej

Ostatnie artykuły

ELA zna przyczynę

W ostatnich latach zmniejsza się liczba osób podejmujących studia II stopnia. Wzbudza to niepokoje w szkołach wyższych, które obawiają się o spadek...
Magazyny energii

Polska ma już ponad 9 GW magazynów energii

Na razie na papierze, ale od wiosny plany związane wielkoskalowymi magazynami energii rosną w tempie ponad 1 GW miesięcznie. Kto się kryje...
Artur Michalski

Ciepło z wnętrza Ziemi

Wnętrze Ziemi jest gorące w zasadzie wszędzie, niemniej w gorącą wodę zasobna jest niemal połowa obszaru Polski. Obejmuje m.in. Podhale i  szeroki...

Jaki jest Volkswagen ID.5

Sprawdziliśmy dla was kolejny po VW ID.4 model elektrycznego Volkswagena, tym razem jest to ID.5. Ten model Volkswagena mógłby być odpowiednikiem Passata jest naprawdę duży i...

BONUSY I PROMOCJE NA ZAKŁADY BUKMACHERSKIE ONLINE – CZY MOŻLIWA JEST...

bonusy i promocje w zakładach bukmacherskich