Jakiś czas temu popularna była akcja #hot16challenge2. Masa artystów publikowała swoje szesnastowersowe utwory, by wspomóc naszą służbę zdrowia w sławnym ostatnio wirusie. W tym czasie moi dobrzy znajomi (bardzo ich serdecznie pozdrawiam) opublikowali „pandemiczny song”. Cieszyłam się z tej publikacji, posłuchałam jej kilka razy, ale nie pomyślałam, że stanie się ona dla mnie swoistą instrukcją życia przez ostatnie trzy tygodnie.
Październik był naprawdę owocnym miesiącem. Pełnym spotkań z bliskimi mi osobami, robienia szalonych rzeczy, przyzwyczajania się do intensywnej i zdalnej nauki, zajmowania się pracą. Był to czas zwykłej, ale też pracowitej codzienności.
Pod koniec tego miesiąca postanowiłam wziąć kilka dni wolnego i pojechać do domu rodzinnego, by tam świętować urodziny mojego młodszego rodzeństwa. Wsiadłam więc do pociągu, przyjechałam na miejsce i tam mnie ukoronował wszystkim już znany SARS-Cov-2.
Perspektywa zamknięcia w domu przez blisko trzy tygodnie, z tymi samymi współdomownikami, dwadzieścia cztery godziny na dobę nie czyniła optymizmu. Objawy boleśnie dawały o sobie znać, izolacja od reszty społeczeństwa była początkowo dla mnie nie do zniesienia. I w tym trudnym właśnie momencie przyszedł mi do głowy fragment już wyżej wspomnianego „pandemicznego songu”:
„Kwarantanna to dla mnie czas istotny, kiedy mogę się nawracać i przyglądać bardziej sobie, bo nie powiem, że jest łatwo, bo jest całkiem odwrotnie. Lecz gdy zmagam się i boli, to wiem, że idę w dobrą stronę”.
Z perspektywy czasu widzę, że to było bardzo wartościowe doświadczenie. Dlaczego? Umocniłam moją relację z rodziną. Przez te 3 tygodnie razem nie przeżyliśmy żadnej, większej awantury, co świadczy tylko o tym, że jesteśmy naprawdę zgraną drużyną i lekcje z kryzysowego zarządzania zdaliśmy na 5+.
Sprawdziły się więzi z innymi. Po tym czasie wiem, że mam wiele wartościowych osób, które dbają o nasze relacje wtedy, kiedy jest dobrze i źle. Że są i wspierają w każdym czasie, dzwonią, dostarczają różne rzeczy pod drzwi domu, kiedy niedomagałam. Miałam czas na tworzenie , czytanie rozwojowych książek i pogłębiania swoich zainteresowań.
Nauczyłam się doceniać, to co najmniejsze i najprostsze. I chyba jeszcze bardziej kochać. Dzielę się moim doświadczeniem, by wesprzeć tych, co jeszcze zmagają się z tym pandemicznym problemem. Bądźcie dobrej myśli i z nadzieją patrzcie w przyszłość. Podaj dalej, „pandemiczny song niech hula”! A wiecie jak pięknie pachnie listopadowy, rześki poranek? Byłam już na pierwszym spacerze, bo wygrałam z koronawirusem! „Wiem, że idę dobrą stronę”
Maria Wachowicz