Otaczam się tym co piękne. Uważam się za estetkę, aspekty wizualne są dla mnie bardzo ważne we wszelkich kwestiach. Obserwowanie piękna sprawia mi niezwykle dużą przyjemność. To samo dotyczy mojej działalności w mediach społecznościowych – udostępniam tam głównie to, co wydaje mi się być estetyczne, gustowne i przyjemne dla oka.
Czy mogę nazwać się estetką? Zdecydowanie tak. Nie jest to jednak równoznaczne z tym, że w moim życiu nie pojawiają się czasami: bad mood, bad hair day, czy bad face day. Czy mam jakiś niepisany obowiązek pokazywać to w social mediach? Nic mi na ten temat nie wiadomo, ale ludzie tego oczekują.
Wielokrotnie byłam ofiarą zarzutów i słyszałam lub czytałam, że jestem kłamcą. Myślę, że innych estetów takie zarzuty też spotkały. Mogę się domyślać, że mierzą się z podobnymi, krzywdzącymi ocenami pod swoim adresem. Warto więc o tym mówić, dyskutować i wyrażać sprzeciw.
Przybliżę pokrótce obraz mojej codzienności, żeby pokazać co chcę zamanifestować tym artykułem. Zacznijmy od tego, że uwielbiam celebrować poranki. Ten kto ze mną żyje, potwierdzi, że śniadanie i poranna kawa są dla mnie świętością. Równolegle porannym obowiązkiem jest dla mnie nowy film na kanale Vogue, nowy odcinek na kanale mojej modowo-urodowej inspiracji Madison Sarah lub lektura nowego numeru Vogue Polska, który prenumeruję od pierwszego wydania. Moi bliscy dokładnie wiedzą, że tego rytuału się nie zaburza i pamiętają, aby nie prosić mnie o nic, aż do ostatniego łyka kawy, bo inaczej grozi to wybuchem.
To, że celebruję śniadania wcale nie jest równoznaczne z tym, że te posiłki zawsze pięknie się prezentują. Na moich kanałach social media zobaczycie więc zdjęcie czasopisma, a nie bananowych placuszków, które wielokrotnie przypalają mi się na patelni.
Czy jestem kłamcą?
Kiedy mam gorszy dzień lub jakiś sukces do świętowania, to śniadania jem na mieście, i wtedy robię zdjęcie smakowicie podanych pancakes w Bristolu. Udostępniam fotkę cappucino z wzorem kwiatka stworzonego za pomocą spienionego mleka. Na pewno zgodzicie się z tym, że wygląda to efektowniej, niż sypana czarna kawa zalana wrzątkiem, którą najczęściej piję w domu. Czy jestem kłamcą?
Inną z moich porannych przyjemności jest słuchanie wywiadów na kanale Magdy Mołek, która swoją drogą jest dla mnie ogromną inspiracją dziennikarską. Do jednego z odcinków na swoim kanale na YouTube zaprosiła młodego aktora – Maćka Musiałowskiego, z którym miałam przyjemność zamienić kika słów na jednej z gal, ale teraz nie o tym… (dodam, że możecie go kojarzyć z filmu „Hejter”). Bardzo utkwiły mi w głowie słowa, które padły z Maćka ust:
„Lubię estetykę i elegancję, biała koszula to jest coś zajebistego. Jak jedziesz za granicę na wakacje i masz lnianą koszulę, idziesz na plażę i czujesz się zupełnie inaczej niż w koszulce z napisem skater. Idziesz i dopasowujesz się do tej plaży, jesteś częścią obrazu jak z Moneta, jeżeli masz te lniane spodnie i idziesz z koszykiem wiklinowym, w którym jest koc i butelka wina, to wpisujesz się w piękno, które cię otacza, a nie jesteś jemu przeciwny. Całe moje życie tak wygląda, że lubię dopełniać sobą obraz, w którym się znajduję, a nie odstawać od niego. Dlatego lubię się też dobrze ubrać, mieć ładne auto, spędzać czas w ładnych domach. Jak masz do wyboru jechać do ładnego hotelu, to nie jedziesz do brzydkiego, tylko do tego ładnego”.
Często ta cała idea do mnie wraca i sprawnie przekładam ją na swoje życie. Uważam, że ten cytat idealnie odzwierciedla pojęcie estetyzmu.
Wróćmy jednak do omawiania mojej codzienności, teraz czas na „get ready with me”, czyli szykowanie się do wyjścia. W mojej szafie królują: biel, czerń, szarość i ewentualny beż. Obojętnie jakie zestawienie wybieram, wygląda po prostu estetycznie i z klasą. Nie da się popełnić błędu mając do dyspozycji taki wachlarz barw. Zderzam się często z komentarzami typu: „Czy ty możesz czasami wyglądać źle”, „Ubierz się normalnie, nie strój się” lub „Załóż coś na luzie, a nie zawsze tak z klasą”. Zastanawiam się na co liczą Ci, którzy mówią takie rzeczy. Myślą, że specjalnie dla nich założę zieloną bluzkę i pomarańczową neonową spódnicę, a jako akcent brokatowy kapelusz i torebkę w panterkę? Sprzeciwiam się takim komentarzom. Wyglądam tak, jak mi się podoba, a na swoim profilu na Instagramie udostępniam to, na co mam ochotę. Moje życie nie jest zawsze usłane różami, nie mam na stałe zamontowanych różowych okularów. To oczywiste, że pojawiają się też problemy, smutek, kryzysy, choroby, porażki, łzy, zwątpienia, ale nie mam obowiązku epatować tym na Instagramie.
W moim życiu jest wiele skrajności, sama jestem chodzącym kontrastem. Jedno z moich ćwiczeń na studiach polegało na oswajaniu się z wypowiedziami publicznymi. Pierwszym z zadań było opowiedzenie o sobie. Wyszłam na środek ubrana w dres i elegancką marynarkę i zaczęłam mówić:
„To właśnie jestem ja, stworzona ze skrajności, które w zestawieniu tworzą balans. Mam w sobie dwie osobowości. W marynarce zobaczycie mnie w muzeum, teatrze czy na czerwonym dywanie. Natomiast z drugiej strony, kiedy spotkacie mnie na siłowni, w moim domu rodzinnym na wsi, na porannym spacerze z moją labradorką Grace, czy w osiedlowej Żabce, to zobaczycie moje sportowe wydanie, dres, spięte w kitkę włosy, naturalny makijaż lub jego brak. To cały czas jestem ja. Jeśli znacie moje oba wydania to możecie śmiało powiedzieć, że mnie znacie. Jeśli jednak tylko jedno,.. no cóż, wszystko przed wami”.
Moją złotą zasadą w życiu jest BALANS, dbam o niego w każdej z dziedzin życia. Dla sprostowania dodam, że nie zawsze tak było. Te moje wcześniej wspomniane skrajności budują mi codzienną harmonię. Zawsze obrazuję to tak, że jednego wieczoru piję szampana i pozuję na czerwonym dywanie, a kilka dni później siedzę na podłodze w pociagu Intercity, pijąc Choyę, czyli jedno z tańszych win, o ile można to nazwać winem (mam nadzieję, że nie obrażam w tym momencie wyrafinowanych koneserów). Dodam jeszcze, że rozwodniłam ten trunek z wodą, bo okazał się zbyt słodki do wypicia. Oczywiście na moim Instagramie zobaczycie post prosto z czerwonego dywanu, a nie z tego nieszczęsnego, zatłoczonego pociągu. Czy jestem kłamcą nie pokazując tej drugiej sytuacji?
Na uczelnię jeżdżę komunikacją miejską. Własnego auta nie mam, bo na razie nie jest mi potrzebne. Czy na moim profilu zobaczycie zdjęcie z zatłoczonego autobusu numer 175? Nie, ale za to pojawiają się tam zdjęcia z aut, którymi jeżdżę z moim partnerem, czy rodzicami. Czy jestem kłamcą?
Lubię spędzać wieczory z moim chłopakiem, leżąc na kanapie w jego koszulce, jedząc donuty i oglądając Netflix. Jednak jeszcze bardziej lubię wspólne wyjścia na eleganckie randki. W moich socialach pojawia się więc zdjęcie z pięknej restauracji z kryształowym żyrandolem, a nie z kanapy. Czy jestem kłamcą?
Jak każda kobieta mam swoje perełki makijażowe, swoich ulubieńców i są one z całkowicie różnych półek cenowych. Na moim feedzie prędzej zobaczycie zdjęcie pudru Chanel w estetycznym słoiczku, a nie pudru bananowego z Wibo w żółtawym opakowaniu ze startymi napisami, chociaż oba te produkty uwielbiam i stosuję przemiennie. Czy jestem kłamcą?
Kiedy idę na siłownię nie obejdzie się bez zdjęcia w lustrze, zazwyczaj na tle białych płytek ściennych. Nie udostępniam kadru siłowni pełnej zmęczonych, dyszących ludzi, ani zdjęcia z domowego treningu na rowerku stacjonarnym. Czy jestem kłamcą?
Nie umiem żyć bez cukru. Kiedy w ciągu dnia mam ochotę na trochę słodkości to mieszam w szklance kilka suszonych daktyli z masłem orzechowym, kakałem i miodem. Możecie sobie wyobrazić, że nie wygląda to zbyt estetycznie, ale smak wynagradza kwestię wizualną. Na moim Instagramie zagości jednak zdjęcie eklerki o smaku tiramisu podanej na kryształowym talerzyku w kawiarni Lourse w Hotelu Raffles Europejski. Czy jestem kłamcą?
Mogłabym takich sytuacji przytoczyć znacznie więcej, ale myślę, że te wystarczą, żeby ocenić co chcę przekazać. Tworząc własny profil w mediach społecznościowych, kreujemy swój wizerunek w taki sposób, w jaki chcemy być odbierani przez innych. Mamy pełne prawo pokazywać to, co chcemy. Ważne jednak, aby te treści nie były spreparowane, a zgodne z prawdą. Jednogłośnie… Esteci, nie jesteśmy kłamcami! Chcę, żeby to wyraźnie wybrzmiało. Pokazując wybrane fragmenty swojego życia nie kłamiemy. Każdy z nas ma prawo decydować o tym, co chce pokazywać w mediach społecznościowych. Właściwie tak, w całej okazałości i w każdej sytuacji, znają nas głównie osoby z najbliższego otoczenia. Nie ma obowiązku całkowitego obnażenia się przed całą społecznością Instagrama. Część codzienności to nie kłamstwo, to tylko jedna z kilku prawd o nas samych. Nikt nie ma prawa oskarżać nas z tego powodu o kłamstwo.
Autorka: Julia Szaniawska
Zadbaj też o estetykę wypowiedzi i nie pisz proszę „kakałem”, bo to podważa wszystko o umiłowaniu estetyki co napisałaś powyżej.
Czy jesteś kłamcą jeśli pokazujesz ogółowi w przewadze tę ładniejszą i ekskluzywniejszą część swojej codzienności? Odpowiedź narzuca się sama.