Odbieranie niepublicznym uczelniom prawa do korygowania czesnego o współczynnik inflacji i inwestowanie w rozwój może doprowadzić je do upadłości. Przy najwyższej w Polsce inflacji od 20 lat, nie można bowiem podnosić podbieranej od studentów opłaty za naukę przez cały okres kształcenia. W przypadku studiów licencjackich wynosi to 3 lata, a magisterskich 5 lat. Stawia to niepubliczne szkoły wyższe w bardzo trudnej sytuacji.
Tracą płynność finansową ze względu na gigantyczny wzrost cen towarów i usług, w tym za dostawę prądu, wody, odbiór śmieci i wielu innych świadczeń. Sytuacja w uczelniach publicznych jest bez porównania lepsza, ponieważ dostają rok rocznie wyższe dotacje na kształcenie studentów. Nierówne traktowanie uczelni bardzo niepokoi środowisko akademickie.
Departament Szkolnictwa Wyższego w Ministerstwie Edukacji i Nauki wyjaśniając tak krzywdzące traktowanie uczelni niepublicznych, powołuje się na przepisy ustawy. W odpowiedzi na pismo Wyższej Szkoły Medycznej w Białymstoku, która kształci rocznie ok. 900 studentów, resort edukacji i nauki napisano: „Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce nie przewidują możliwości zwiększania raz ustalonych dla studentów opłat, ani wprowadzania nowych opłat. Nie dotyczy to jednak zwiększania wysokości opłat za prowadzenie zajęć nieobjętych programem studiów oraz za korzystanie z domów studenckich oraz stołówek studenckich. Wobec powyższego, za niezgodne z przepisami należy uznać podnoszenie opłat za studia w trakcie ich trwania w zależności od współczynnika inflacji”.
Dodano jeszcze, że „na stronie internetowej rejestru klauzul niedozwolonych Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, pod numerem wpisu: 6026, znajduje się przykładowa niedozwolona klauzula, która wskazuje, iż wysokości opłat czesnego mogą ulec zmianie w okresie studiów o wskaźnik inflacji (wzrostu cen towarów i usług konsumpcyjnych).
Uchwalona przed paroma laty ustawa Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce, powinna zostać szybko znowelizowana w kontekście możliwości zwiększenia wysokości opłat o wskaźnik inflacji, jeśli chcemy utrzymać w Polsce istniejący system kształcenia studentów. W przeciwnym razie większość niepublicznych szkół wyższych nie przetrwa obecnego kryzysu, a na rynku pracy zabraknie m.in. pielęgniarek, ratowników medycznych, fizjoterapeutów i wielu innych specjalistów. Doprowadzi to do braków kadrowych oraz potężnego załamania w służbie zdrowia i gospodarce.
Przestrogi Wyższej Szkoły Medycznej w Białymstoku
Działająca od 18 lat prywatna uczelnia, założona przez Mikołaja Tomulewicza w 2003 roku, kształciła początkowo jedynie kosmetologów, ale od 2006 roku doszło jeszcze pielęgniarstwo, fizjoterapia i ratownictwo medyczne, a więc nauka w zawodach poszukiwanych na rynku. Łącznie w roku akademickim 2020/2021 na WSMed naukę pobierało na studiach licencjackich i magisterskich blisko 900 osób. Około 2/3 absolwentów rok rocznie zasila kadrę w służbie zdrowia. W nowym roku akademickim będzie podobnie jeśli uczelnia nie straci płynności finansowej z powodu ograniczeń związanych z nieuwzględnianiem współczynnika inflacji w poborze czesnego.
– Sytuacja wprowadzająca istotne dysproporcje w finansowaniu kształcenia w niepublicznych i publicznych szkołach wyższych przy szalejącej inflacji bardzo nas niepokoi, do rząd nałożył nam finansowy kaganiec – mówi Mikołaj Tomulewicz, kanclerz Wyższej Szkoły Medycznej w Białymstoku. – Uczelnia ponosi wysokie koszty, bo wszystkie świadczenia za korzystanie z usług komunalnych i energetycznych zdrożały o kilkadziesiąt procent, a my nie możemy podwyższać czesnego. Płace dla pracowników naukowych też nie stoją w miejscu. Powstaje pytanie dlaczego państwo ingeruje w wysokość pobieranych opłat od studentów skoro mamy wolny rynek. Takie sprawy powinna regulować tylko uczelnia. Czesne wynosi u nas średnio ok. 650 zł miesięcznie, prawie tyle samo co w prywatnych szkołach podstawowych i średnich, które otrzymują dodatkowo subwencje budżetowe.
Jeśli prawo się nie zmieni zawodowe, niepubliczne szkoły wyższe padną. Czy rządowi właśnie o to chodzi? Jeśli przestaniemy kształcić pielęgniarki i ratowników medycznych , zabraknie tej kadry w służbie zdrowia. Dotknie to boleśnie samych pacjentów. Za 5 lat ponad 70 tys. pielęgniarek uzyska prawo do świadczeń emerytalnych. Kto je zastąpi jak przestaniemy je kształcić m.in. w niepublicznych szkołach wyższych? Podobne zagrożeni może się pojawić również z ratownikami medycznymi.
– W naszej uczelni kształcimy pielęgniarki, ratowników medycznych i fizjoterapeutów, a także kosmetologów na wysokim poziomie, którzy są poszukiwani na rynku – informuje prof. Lech Chyczewski, rektor białostockiej WSMed. – Mamy wspaniałych nauczycieli akademickich. Uczelnia posiada wysokiej klasy zaplecze dydaktyczno – naukowe, prowadzi badania naukowe na poziomie międzynaroodowym. Może pochwalić sie kilkoma patentami, w tym miedzynarodowymi, na innowacyjne preparaty przyspieszające gojenie sie ran. W Centrum Symulacji Medycznej wykorzystywane są interaktywne fantomy do ćwiczeń ze studentami, ale też do przeprowadzania obiektywnych egzaminów klinicznych. Nasi absolwenci są bardzo dobrze przygotowani do pracy zawodowej. Stale się rozwijamy i chcemy być konkurencyjni i najlepsi wswojej dziedzinie, a zatem potrzebujemy pieniędzy na inwestycje, a zamiast tego boimy się teraz o płynność finansową.
Podobne problemy mają pozostałe niepubliczne szkoły wyższe. Część z nich już zaprzestała działalności. Jeśli niekorzystne dla nich prawo się nie zmieni, taki los może wkrótce spotkać inne uczelnie.
Jolanta Czudak