Szwajcarska firma Nestle – największy na świecie koncern spożywczy- mierzy się z pandemią nie tylko w Polsce, ale w ponad 100 krajach. Gospodarka przeżywa ciężki kryzys, a pracownicy handlu martwią się o własne finanse. Szczególnie trudną sytuację przeżywają małe firmy. A jak radzą sobie duże? Czy koronawirus będzie w stanie zniszczyć firmę, istniejącą od 1886 roku? Na to pytania spróbuje odpowiedzieć Jakub Łukasiewicz – pracownik firmy Nestle Polska działu Customer Service i jednocześnie student trzeciego roku ekonomii na Uniwersytecie Warszawskim.
AA: W natłoku pracy i studiów jest czas na znalezienie chwili wyłącznie dla siebie?
JŁ: Nie jest to najprostsze, aby połączyć pracę i studia. Moja uczelnia, Uniwersytet Warszawski, poradziła sobie bardzo szybko z przejściem na naukę online. W przeciągu zaledwie tygodnia wszystkie zajęcia zaczęły odbywać się za pośrednictwem Internetu. Obowiązków nie ubyło, a wręcz przybyło, bo wykładowcy też część pracy przerzucają bezpośrednio na nas, a wykonywanie jej samemu jest niekiedy bardzo trudne. Ale mimo wszystko jakoś sobie radzę i czasem znajdę chwilę dla siebie.
AA: W kwestii pracy w Nestle, produktywniej pracuje się bezpośrednio w biurze, czy na Home Office?
JŁ: Oczywiście produktywniej pracuje się w biurze. Wynika to przede wszystkim z dostępności sprzętu. W biurze miałem dostęp do dwóch dużych monitorów, wielu drukarek. Miejsce – komfortowe krzesło, proporcjonalne i przestrzenne biurko – jest odpowiednio przystosowane do pracy, dzięki czemu obowiązki wykonuje się po prostu wygodnie. O wiele lepiej niż w domu przy własnym biurku, które nie jest przystosowane do ośmiogodzinnej pracy. Kolejna sprawa, to otaczanie się ludźmi, którzy również pracują, bardziej motywuje do obowiązków. W domu człowiek się rozleniwia. Wydaje mi się, że nie jesteśmy jeszcze wszyscy przygotowani na pracę zdalną. Nie potrafimy się zmotywować do pracy, bez naszego szefa, dyrektora, który w jakiś sposób „patrzy nam na ręce”
AA: Wynagrodzenie podczas kwarantanny różni się znacząco?
JŁ: W moim przypadku firma nie ma żadnych problemów w związku z koronawirusem, a zatem wynagrodzenie nie zmalało. Jest to przede wszystkim firma spożywcza. Na nasze produkty jest duże zapotrzebowanie. W związku z tym pracy jest nawet więcej, w kwestii np. zamówień. Nestle Polska wprowadza dodatkową premię dla osób pracujących w fabrykach, z czym zdecydowanie się zgadzam. Mają oni obecnie mnóstwo pracy. Fabryki chcą wyprodukować więcej, co przekłada się na wydłużony czas pracy. Poza tym, narażają swoje zdrowie. Pojawiają się w miejscu, gdzie są ogromne skupiska ludzi – w naszych fabrykach pracuje kilka tysięcy osób. Więc taka premia do wypłaty zdecydowanie należy się takim pracownikiem i sądzę, że jest to miły gest ze strony firmy.
AA: Czy zarządcy firmy tworzyli jakikolwiek plan, który miałby pomóc w ochronieniu Nestle od upadku?
JŁ: Póki fabryki są otwarte i ludzie mogą w nich pracować, uważam, że firmie nic takiego nie grozi. My pracujemy normalnie, zdalnie. Tak jak wspominałem, zapotrzebowanie jest większe, co wiąże się z większymi zyskami. Tak naprawdę jest to jeden z lepszych okresów firmy. Jedyne plany jakie były tworzone w związku z zagrożeniem koronawirusem dotyczył kwestii bezpieczeństwa, a ich realizacja rozpoczynała się powoli w lutym. Chodziło przede wszystkim o przymusową kwarantannę dla osób wracających zza granicy, m.in. z wyjazdów służbowych. Sam tego doświadczyłem. W marcu wróciłem z Londynu i przez dwa tygodnie musiałem być na kwarantannie i nie mogłem pojawić się w firmie.
AA: Czyli firmie chodziło bardziej o stworzenie planu, który zakładał przede wszystkim zdrowie i bezpieczeństwo pracowników?
JŁ: Tak, dokładnie. Nestle Polska chodziło przede wszystkim o zminimalizowanie zagrożenia, które mogłoby wystąpić w biurze. Wszystkie wyjazdy służbowe zostały zawieszone. Istotne jest też to, że firma już przed rozwinięciem się koronawirusa w Polsce testowała wprowadzenie powszechnego Home Office, tak abyśmy mogli wszyscy pracować zdalnie z bezpiecznego miejsca. Przed samym wprowadzeniem zdalnej pracy mieliśmy ćwiczenia systemu. To było próbne Home Office dla wszystkich, żeby sprawdzić czy jesteśmy na to w pełni gotowi.
AA: Nestle Polska stara się w jakiś sposób pomóc potrzebującym w czasach pandemii?
JŁ: Tak, w szczególności szpitalom i lekarzom. Dostarczamy darowizny do wybranych szpitali i banków żywności w Polsce, typu woda, jedzenie np. z działu Nestle Health Science, gdzie dostępne są chociażby napoje proteinowe, które przydatne są nawet przy leczeniu chorych.
AA: A czy w związku z Home Office i tym dużym nakładem pracy jesteście „skazani” na nadgodziny?
JŁ: Home Office wiąże się przede wszystkim ze spowolnieniem pracy. Nasze obowiązki usprawnia szybko działający system, ponieważ bazujemy na naszej własnej sieci. Niestety, w domu zarówno Internet, jak i systemy pracują wolniej, przez co musieliśmy czasami pracować po godzinach.
AA: Czy koronawirus stał się dla firmy taką „nauczką na przyszłość”, czy ten stan zagrożenia epidemiologicznego mimo wszystko, szczególnie tak dużej branży spożywczej, niesie jakieś korzyści, albo doświadczenia?
JŁ: Wydaje mi się, że takim doświadczeniem z pandemii będzie dostrzeżenie potencjału pracy zdalnej. Jest to już drugi miesiąc Home Office, a biuro funkcjonuje normalnie i wszystko jest w porządku. Jest oczywiście parę kwestii, które można byłoby poprawić i wydaje mi się, że właśnie w tym kierunku będzie dążyło Nestle Polska, aby wyrównać małe niedociągnięcia. Po pandemii firma będzie bogatsza w cenne doświadczenia, które pomogą ją rozwinąć i ustabilizować. Chociaż uważam, że poradziliśmy sobie bardzo dobrze, bo praktycznie z dnia na dzień przeszliśmy w biurze wszyscy całkowicie na pracę zdalną.
AA: A teraz powracam do studiów. Czy władze, jak i wykładowcy Uniwersytetu Warszawskiego są przygotowani na ewentualne przeprowadzenie sesji letniej online? Czy wyrażają chęć zakończenia semestru w formie online, zważając na bezpieczeństwo studentów i pracowników?
JŁ: Myślę, że na takie decyzje jest jeszcze czas. Uczelnia czeka na rozwój wydarzeń, ale jesteśmy gotowi na przeprowadzenie egzaminów online. Słyszałem też od młodszych roczników o egzaminach i kolokwiach, do których musieli podejść zdalnie. Również mój promotor zaznacza, że nie będzie problemów z obroną online, jeśli miałaby nie odbyć się stacjonarnie. Generalnie studenci UW dostają komunikaty, aby raczej nastawiać się na sesję online. Uczelnia wydała w marcu własne rozporządzenie odnośnie przerwy w zajęciach stacjonarnych. Tak naprawdę, przed bezpośrednim rozporządzeniem ministra, więc reaguje wcześniej na wszelkie zagrożenia. Myślę, że jakoś w połowie maja potwierdzą nam,studentom UW, czy do sesji będziemy musieli podejść zdalnie.
AA: Świetnie, że uczelnia tak reaguje na zagrożenia i mimo to rozważa zakończenie semestru zdalnie. Jednak, czy mimo wszystko wolałbyś, aby rutyna sprzed pandemii wróciła?
JŁ: Myślę, że tak. Jednak siedzenie cały czas w domu jest dość uciążliwe. Jedyne plusy jakie widzę to możliwość spędzenia czasu z rodziną oraz forma nauki i pracy zdalnej. W swojej rodzinnej miejscowości byłem ostatnio tak długo półtora roku temu, więc uważam, że ten czas zdecydowanie się przyda.
AA: Czujesz się w rodzinnej miejscowości bezpiecznej, niż w Warszawie?
JŁ: Tak, zdecydowanie. Mieszkam z daleka od dużych skupisk ludzi. Większe miasta są ode mnie oddalone nawet o 100 km. W Warszawie przypadki zachorowań wzrastają, a u mnie w powiecie było zaledwie kilka przypadków.
AA: Dziękuję bardzo za wywiad i życzę dużo zdrowia.
Z Jakubem Łukasiewiczem rozmawiała Aleksandra Arend, studentka dziennikarstwa na UKSW