Kto pamięta czasy komuny, ten uśmiechnie się słysząc wierszyk – „Czy się stoi, czy się leży dwa tysiące się należy”. Przypominam o tym, bo mam wrażenie, że „stare wraca”. W walce o rząd dusz i władzę trwa licytacja na podwyższanie płacy minimalnej i zasiłku dla bezrobotnych.
Rząd zaproponował płacę minimalną w wysokości 2.800 złotych miesięcznie brutto od 2021 roku. Oznaczać to będzie, że pracownik otrzyma 2.060 złotych „do ręki”, a pracodawca poniesie łączny koszt w wysokości 3.374 złotych miesięcznie. Odpowiedź posłów lewicy była natychmiastowa. Ich zdaniem płaca minimalna powinna wynieść co najmniej 3.100 złotych miesięcznie, a zasiłek dla bezrobotnego – 1.800 złotych miesięcznie. Wypada zapytać – kto dołączy do licytacji, kto da więcej i czyim kosztem?
Ja dodatkowo zapytam – komu w tej sytuacji będzie się opłacało pracować? Przykładowo, czteroosobowa rodzina (rodzice, dwoje dzieci), gdy oboje dorosłych „znajdzie się na bezrobociu” otrzyma, przyjmując stawki lewicy, co najmniej 4.600 złotych miesięcznie, uwzględniając 500 plus. Kto i jak przekona rodziców, by szukali pracy i zgodzili się na utratę zasiłku? Moim zdaniem będą oni świadomie wybierali „bycie bezrobotnym zawodowym” – jak śpiewał bard Warszawy Stanisław Grzesiuk. Już dziś Polska ma jeden z najniższych w Europie współczynników aktywności zawodowej ludności w wieku produkcyjnym – wynosi on około 50 proc. Oczywiście wiem, że część z tych statystycznych bezrobotnych pracuje na „szaro”, bądź „czarno”, ale właśnie ten stan rzeczy i mechanizm, który do niego prowadzi, dowodzi anarchii na rynku pracy.
Przejawy podobnych zachowań odnajdujemy we współczesnym polskim rolnictwie. Mamy obecnie 1,4 miliona gospodarstw o powierzchni powyżej jednego hektara. 85 proc. gospodarstw nie osiąga 100 tysięcy złotych przychodu rocznie, a 28 proc. nawet 10 tysięcy złotych rocznie. Popatrzmy na liczby. Oznaczają one, że ponad milion gospodarstw to rolnicy tylko z nazwy. Część dorabia w budownictwie, bądź usługach. Innym wystarczają socjalne i unijne dopłaty. Problem w tym, że małych gospodarstw właśnie z powodu dopłat nie ubywa, a modernizacja polskiej wsi wyhamowała. Kto na tym korzysta? Odpowiedź widać przy urnach wyborczych. Ponad 80 proc. mieszkańców wsi w wyborach prezydenckich poparło Andrzeja Dudę.
Nie dziwi zatem, że decyzje o podnoszeniu płacy minimalnej i zasiłku dla bezrobotnych rząd podejmuje bez pytania kogokolwiek o zdanie, bez uzgadniania tej kwestii z pracodawcami. Władza „wie lepiej” na czym polega rządzenie i trwanie.
Tym bardziej jednak widać, że polska mała i średnia przedsiębiorczość, którą obciążą koszty podwyżki płacy minimalnej i zasiłku dla bezrobotnych nie potrafi zorganizować się i wystawić własnej reprezentacji na negocjacje z rządem. Powiedzmy wprost i bez ogródek – polska mała i średnia przedsiębiorczość licząca przecież z samozatrudnionymi ponad dwa miliony osób nie potrafi walczyć w obronie własnych interesów.
Jesteśmy w przededniu nawrotu problemów gospodarczych wynikających zarówno z epidemii, jak i nieodpowiedzialnej polityki gospodarczej rządzących. Liczący na kolejną porcję dopłat czy to z budżetu, czy z funduszy unijnych srodze się zawiodą. Dlatego kwestia zorganizowania się polskich przedsiębiorców i domaganie się ustawy o powszechnym samorządzie gospodarczym staje się jak nigdy przedtem aktualną i palącą kwestią.
Odpowiedzialność i obowiązek tworzenia nowoczesnej polskiej gospodarki spoczywa na barkach przedsiębiorców. Jeśli nie zbudują swojej organizacji, która dopilnuje, by strategiczne decyzje ekonomiczne były zgodne również z ich interesem historia zatoczy koło, a kryzys dosięgnie nas wszystkich.
Dr Dariusz Maciej Grabowski