Kompozytor Paul Gavlic – 30 lecie pracy artystycznej

1397

Paul Gavlic (Paweł Marek Gawlik) to polski kompozytor, producent muzyczny, basista, multiinstrumentalista, reżyser dźwięku, realizator studyjny i koncertowy, muzyk sesyjny. Jeden z najbardziej wszechstronnych artystów swojego pokolenia.

Jego znakiem rozpoznawczym jest brak granic wyobraźni muzycznej i łatwość poruszania się w różnych stylistykach od punk rocka do muzyki kameralnej, przez muzykę klubową, elektroniczną, jazz, aż do piosenek dla dzieci i … dużych form orkiestrowych.  Komponował muzykę do projektów multimedialnych i telewizyjnych, sztuk teatralnych, dokumentów, gier komputerowych, reklam i filmów. Jego piosenkę pt. „Maryś” znają wszyscy fani polskiej edycji programu „Farma”, a dziecięce hity już dawno przebiły miliard odsłon.

Współpracował między innymi z: Teatrem im. Juliusza Słowackiego w Krakowie, Teatrem Syrena, Teatrem Kamienica, TVP1, TVP2, TVP3, rozgłośniami radiowymi takimi jak: RMF, Radio Zet, ESKA, z zespołami i solistami: KSU, Analog, Das Moon, Sote, Kasia Kowalska, ONA, T. Love, Lady Pank, Magda Femme, Ryszard Rynkowski, Candy Girl, Dawid Kwiatkowski, Wet Fingers, East Clubbers, Doda, Tomasz Lubert, Perfect, IRA, Budka Suflera, Kombi Manaam, Volver, Mariusz Totoszko, Grzegorz Ciechowski i Republika, Irena Santor, Maryla Rodowicz, BBK (USA), Nino Valdes (USA), Kayah, Grzegorz Turnau, Stanisław Sojka, Małgorzata Ostrowska, Justyna Steczkowska, Edyta Bartosiewicz, Emanuelle de St. Martin oraz ostatnio z Tales from Nebulas. Zagrał ponad 2000 koncertów. W 2024 roku przypada 30- lecie jego pracy artystycznej.

Przyszły mi do głowy słowa piosenki z repertuaru pewnego znanego włoskiego wykonawcy „Vivo per lei” („Żyję dla niej”). Artysta śpiewa o swoim życiu dla muzyki, którą traktuje niemalże jak swoją ukochaną. A ty co czujesz myśląc o ostatnich 30- latach Twojego życia? Życia dla muzyki.

To była ciekawa droga. Czasami wyboista, czasami prosta, szeroka i zachęcająca do szybkiej jazdy. Przeżyłem czasy, kiedy byłem i czułem się wielką gwiazdą, kiedy na naszych koncertach (np. z East Clubbers przed występami Avicii w Norwegii) szalało ponad 50 tysięcy osób śpiewając refreny naszych piosenek. Był taki okres w moim życiu, kiedy dużo pisałem dla Norwegów na ich tradycyjne, coroczne RUS Party. Ale żeby nie było za różowo zdarzały się też trudne chwile. Przeinwestowanie w wielu projektach i niezbyt szczęśliwe wybory doprowadziły do redefinicji mojej działalności muzycznej, jak i postrzegania świata. Z perspektywy czasu cieszę się jednak, że tak właśnie potoczyły się moje losy. To wielki dar poznać siebie, ale też otoczenie w trudnych chwilach. Mam nadzieję, że jestem dojrzalszy tak w tworzeniu, jak i postrzeganiu ludzi.

Te ostatnie trzydzieści lat to także czas transformacji. Zmienił się ustrój polityczny w Polsce. Zmieniały się systemy studyjne od analogowych do cyfrowych, świat zawojował Internet oferując zupełnie nowe możliwości rozwoju. Ludzie mojego pokolenia musieli do tego wszystkiego dostosowywać się na bieżąco, a były to zmiany historyczne nie kosmetyczne. Operacja bez znieczulenia na żywym organizmie. Nasze pokolenie moim zdaniem nie miało szans pełnego i całkowitego wykorzystania możliwości jakie dała rewolucja technologiczna.

Przez te wszystkie lata przewijały się w moim życiu rozmaite wyzwania muzyczne od punk rocka przez elektronikę, jazz aż do piosenek dla dzieci. Wielokrotnie byłem rzucany na głęboką wodę. W pewnym momencie „przyszła do mnie” także muzyka do teatru i filmu i tutaj myślę odnajduję się najlepiej.

No właśnie. Ostatnio mogliśmy słuchać twojej muzyki do filmu Caravaggio- Sztuka Umierania, Narodzin i Trwania w reżyserii Artura Sochana. Niedawno odbyła się przecież premiera tego filmu w Teatrze Kamienica.  

Ostatnio wróciłem z wielką satysfakcją do filmu. Skomponowałem muzykę do artystycznego filmu w reżyserii Artura Sochana Caravaggio – Sztuka Umierania Narodzin i Trwania, którego zarówno pokaz przedpremierowy w Gallery of Young Polish Art, jak i premiera w 9 stycznia 2024 roku w Teatrze Kamienica przyjęte zostały niezwykle serdecznie przez publiczność. Usłyszałem wiele ciepłych słów na temat mojej muzyki od profesjonalistów i od widzów na co dzień nie związanych ze sztuką. Jesteśmy obecnie w okresie promocji tej produkcji. Po premierze Caravaggia w Teatrze Kamienica podeszła do mnie wybitna artystka, malarka Kamila Wojciechowicz- Krauze i podziękowała mi za to, że moja muzyka zainspirowała ją do tego w jaki sposób powinna zakończyć jeden ze swoich projektów artystycznych. Porozmawialiśmy chwilę i doszliśmy do wniosku, że dobrym pomysłem jest zrobić coś razem. I tak już 7 marca widzowie będą mogli zobaczyć nową wystawę Kamili z moją muzyką i znając życie będziemy się starać zrobić też film.

Podobno, ostatnio pracujesz z raperami. Widać wszechstronność zobowiązuje. To coś nowego w Twoim życiorysie? Czy szykuje się kolejna premiera w twoim roku jubileuszowym?

O tak. I faktycznie dla melodyka, romantyka i muzyka punk rockowego (śmiech) jest to pewnego rodzaju wyzwanie. Rapem zajmuję się od 2 lat, natomiast od roku współpracuję z bardzo młodymi raperami (18 i 19 lat) tworzącymi pod nazwą West Coast Riders. Wspólnie rozwijamy ich debiutancki koncept- album pt. West Coast Riders, który będzie promować singiel pod jak wiele mówiącym tytułem West Coast Riders. (śmiech)

Dawno nie spotkałem tak niesamowitej pasji, pracowitości, zaangażowania i talentu. Do tego ci młodzi muzycy chcą w przyszłości sami zostać producentami muzycznymi, a ja ich w tym wspomagam. Najbardziej ujęło mnie to, że nie chcą oni iść „plastikową drogą na skróty” powielając mainstreamowe wzorce i wpisywać się w bylejakość, jaka często towarzyszy temu gatunkowi muzycznemu. To prawdziwi alternatywni artyści, którzy „idą pod prąd” robią to co czują i kochają i to jest najpiękniejsze- bo prawdziwe. Cieszę się, że wcześnie zaczynają, bo życie każdego muzyka polega na ciągłej nauce, doskonaleniu się i zbieraniu doświadczeń. Największym moim sukcesem w tym projekcie będzie to, jak kiedyś ci młodzi artyści, w których niezmiernie wierzę, staną się samodzielnymi producentami muzycznymi, być może jednymi z najlepszych w naszym kraju. Tego im ogromnie życzę, a naprawdę świetnie rokują. Premiera singla West Coast Riders już w lutym.

Wygląda na to, że na 30- lecie pracy artystycznej szykujesz premierę za premierą, jedna w miesiącu! Styczeń Caravaggio, luty West Coast Riders, marzec muzyka do wystawy Kamili Wojciechowicz- Krauze. Dużo tego. (śmiech)

Tak to prawda. Jestem mocno motywowany przez żonę (śmiech), żeby maksymalnie wykorzystać ten jubileuszowy rok. I rzeczywiście właśnie uświadomiłem sobie, że faktycznie przynajmniej w pierwszym kwartale roku mam premierę za premierą, a w marcu nawet dwie. (śmiech).

A co szykujesz jeszcze na marzec?

Pod koniec marca odbędzie się ważne, sentymentalne i mocno związane z moją przeszłością wydarzenie. Będzie to „15- lecie Teatru Kamienica”. Z tej okazji razem z Janem Jakubem Należytym przygotowujemy pieśń, nazywaną Drugim Hymnem Teatru Kamienica. Właśnie czekam na tekst tego utworu od Kuby, żeby móc rozpocząć pracę.

Wróćmy jeszcze do podsumowań. Masz rękę do debiutów, w tym roku mija dokładnie 10 lat od momentu uzyskania nagród Europejskiej MTV przez jednego z debiutantów, który wyszedł spod twojej ręki. Chodzi oczywiście o Dawida Kwiatkowskiego.

To prawda. Nasza współpraca z Dawidem rozpoczęła się jeszcze w 2012 roku, kiedy zaprzyjaźnieni twórcy teledysków obserwując rozwijającą się wtedy w szalonym tempie platformę Youtube, zauważyli zdolnego, sympatycznego i zabawnego chłopaka, z bardzo dużymi zasięgami. Zapytali, czy na kogoś takiego miałbym jakiś pomysł. Odpowiedziałem, że „widzę polskiego Justina Bibera” i rozpoczęliśmy rozmowy, a potem bardzo szybko współpracę. Postanowiliśmy nagrać wspólnie płytę. Tak powstała debiutancka płyta Dawida Kwiatkowskiego 9893, która jak podają annały, pokryła się złotem na dwa tygodnie przed planowaną premierą. Skomponowałem i wyprodukowałem dziewięć z jedenastu utworów z tej płyty w tym „Tathagatę” piosenkę, z którą Dawid Kwiatkowski dokładnie dziesięć lat temu wyśpiewał Europejską nagrodę MTV i to w dwóch kategoriach.

Z Dawidem Kwiatkowskim i to chyba właśnie u Ciebie debiutował w Warszawie także bardzo znany obecnie kompozytor i wokalista Patryk Kumór. Nie mylę się, prawda?

Patryk Kumór już wcześniej działał na polskiej scenie muzycznej i to, jak dobrze pamiętam, specjalizował się w tzw. „ciężkich brzmieniach”. Pojawił się kiedyś u mnie w studio i zrobił na mnie wielkie wrażenie. Przekonałem Dawida Kwiatkowskiego, żeby zaśpiewał jedną z moich kompozycji właśnie z Patrykiem. Była to piosenka „Mój Świat” i od tego momentu rozpoczęła się podobnie jak w przypadku Dawida wielka kariera Patryka Kumóra. Z Patrykiem do dzisiaj pozostajemy w bardzo dobrych relacjach. Mocno mu zawsze kibicowałem i kibicuję nadal.  

Praca producenta muzycznego i kompozytora jest bardzo interesująca. W czasie ubiegłych wakacji przez Twoje życie przepłynęły Orki i to nie byle jakie, bo z Majorki. (śmiech)

Tak, to prawda, były Orki z Majorki 2023, a dokładniej mój remix klubowy tego wielkiego przeboju znanych Youtuberów Grupy Filmowej Darwin, którzy na swój sposób odświeżyli „Will you be there” nieśmiertelnego Michaela Jacksona. Od ubiegłego roku pracujemy nad wspólnym albumem. Osobiście jestem ich wielkim fanem od lat. Duet producentów, reżyserów, scenarzystów i aktorów: Marek Hucz i Jan Jurkowski to artyści totalni, kreatywni i wszechstronni. Absolwenci Wydziału Aktorskiego, Krakowskiej PWST- nie mogą więc od czasu do czasu nie stanąć za mikrofonem. (śmiech) Tym razem przekonała ich do tego moja żona, która zna ich od czasów krakowskich, jeszcze z czasów akademickich, kiedy była ich managerką (Marka dłużej, Janka krócej).  Chociaż nie współpracują już dobre dziesięć lat albo więcej, utrzymywali stały kontakt, aż pewnego dnia Magdalena wypaliła „Marek zróbmy remix”. I zrobiliśmy „Orki z Majorki 2023”, które jako największy przebój tego kolektywu musiał się zderzyć z opinią fanów, a należy przypomnieć, że „Orki z Majorki” dorobiły się miana piosenki kultowej. Wiele osób pisało potem do nas, że utwór ten jest mocnym kandydatem na przebój ubiegłorocznych wakacji. Fani widzieli „Orki z Majorki”, a ja musiałem zderzyć się z Michaelem Jacksonem i Brucem Swedienem, którzy byli producentami oryginalnej wersji tego utworu.

Jesteś współtwórcą projektu ART FOR PLANET- Artyści dla Planety i autorem jednego z największych na świecie utworów nagranych w jednym miejscu w pandemii– hymnu klimatycznego Come Back to Paradise (Il Volo, Paul Gavlic, Orkiestra Akademii Beethovenowskiej – ciągle przed premierą). Dlaczego ekologia?

Bardzo dobre pytanie, a najprostsza odpowiedź- bo jest ważna, a będzie jeszcze ważniejsza. Skutki zaniedbań dotyczące spraw związanych z ekologią dotkną nas wszystkich. Czas na ochronę klimatu i środowiska naturalnego z każdym dniem staje się krótszy. Wydaje mi się, że i tak pewne aspekty działalności człowieka już doprowadziły do nieodwracalnych zmian. Urodziłem się 50 km od Bieszczad. Od najmłodszych lat wszystkie wolne chwile spędzałem na łonie natury. Oboje z żoną kochamy zwierzęta i najlepiej czujemy się z dala od cywilizacji. Natura potrzebna mi jest do złapania równowagi życiowej i twórczej. Nie możemy dopuścić do tego, żeby nasze dzieci i kolejne pokolenia były tego pozbawione. Zostawmy im prawdziwy świat, a nie jego cyfrową podróbkę.

Chciałbym, żeby Come Back to Paradise stał się hymnem pierwszego „świadomego ekologicznie” pokolenia w historii świata.

To samo tyczy się rozpoczętego przez nas projektu Art For Planet- Artyści dla Planety, który zamierzamy kontynuować w kolejnych latach. Okazuje się, że artyści nie chcą bezczynnie przyglądać się degradacji Planety. Są wrażliwi na wszelkie zło oraz niesprawiedliwość i wykorzystują swoją uprzywilejowaną pozycję w społeczeństwie, żeby się temu przeciwstawić. Idealizm ratuje świat. My z żoną, sąsiadami i ich psem w maju 2022 roku broniliśmy lasu przed wycinką w samym środku okresu lęgowego ptaków i zwierząt. Działo się to na domiar złego w centrum historycznej Twierdzy Modlin. Przez miesiąc prawie nie wychodziliśmy z tego lasu, były patrole sąsiedzkie, warty, próby przywiązywania się do drzew. Przeżyliśmy pożar na skraju lasu, kilkadziesiąt metrów od naszych domów. Nagraliśmy protest song „Apokalipsa w Dwóch obrazach – Modlin 2022” i właśnie w ramach Art for Planet przeprowadziliśmy akcję protestacyjną pod hasłem „Śpiew dla drzew- Modlin”. Do tego przedsięwzięcia zaprosiliśmy wielu polskich topowych artystów. W akcji wzięli udział: Urszula Dudziak, Kuba Badach, Wojtek Pilichowski, Marzena Majcher, Piotr Końca i Sebastian Piekarek (z zespołu IRA), oraz kompozytorki i kompozytorzy Marzena Majcher Łukasz Targosz, Maciej Zieliński, a także wielu innych.

A teraz znowu stanąłeś w czyjejś obronie. Tym razem chodzi o Teatr Kamienica.

Razem z wieloma artystami i ludźmi dobrej woli, przyjaciółmi Teatru Kamienica bierzemy ciągle udział w akcji wsparcia dla Teatru Kamienica, nad którym zawisła groźba, że zostanie zabrany właścicielom i zmieniony w nie wiadomo jaki „przybytek”. Nie możemy na to pozwolić i jako przyjaciele tego miejsca- jakże ważnego na mapie kulturalnej Warszawy- jako artyści i w ogóle jako ludzie cywilizowani. Dla mnie Kamienica to kolorowy film stworzony z wielu pięknych wspomnień. Kiedyś była dosłownie moim drugim domem. Związałem się z tym wyjątkowym miejscem od samego początku, jak jeszcze straszyła tu dziura w ziemi. Przyjaźniłem się z Emilianem Kamińskim i jego żoną Justyną Sieńczyłło, komponowałem muzykę do przedstawień, budowałem studio nagrań. Razem z Emilianem Kamińskim, Janem Jakubem Należytym i Andrzejem Leśniewskim stworzyliśmy Hymn Teatru Kamienica (ja napisałem muzykę do tej pieśni). Dzisiaj Emiliana już nie ma, ale jego marzenie żyje, rozwija się oddycha, brzmi, broni od sprostaczenia i odmóżdżenia społeczeństwa i nie może zginąć. A Emilian w tym swoim marzeniu jest wiecznie żywy i czuje się tu jego duchową opiekę.

Ostatnio to właśnie tu w Teatrze Kamienica miała miejsce premiera filmu Caravaggio – Sztuka Umierania, Narodzin i Trwania w reżyserii Artura Sochana z moją muzyką. Było to dla mnie wielkie przeżycie, szczególnie tutaj. Jestem przekonany, że Emilian przynajmniej dwa razy dał nam znać, że z nami jest. Dwukrotnie zamknęły się ciężkie drzwi, które nie miały prawa się same zamknąć. Zaraz za nimi, wprost na ścianie znajduje się portret Emiliana. On dosłownie zagląda przez te otwarte drzwi na scenę Piwnicy Warsza. Nie było przeciągu ani nikt tych drzwi nie popchnął. Dla mnie było tylko jedno wytłumaczenie Emilian powiedział nam „Serwus! Co tam słychać? Dobrze, że jesteście”.

A co z projektem amerykańskim jaki jakiś czas temu rozpocząłeś?

Dzięki mojemu dawnemu agentowi Mariusowi Bargielskiemu i mojemu managerowi (prywatnie mojej żonie), trzy lata temu udało się doprowadzić do kooperacji z Markette Sheppard, wybitną, amerykańską dziennikarką, producentką i autorką książek dla dzieci. Jej literacki debiut „What is light?” oraz „My Rainy Day Rocket Ship” okupowały przez ponad rok pierwsze miejsca listy bestsellerów amerykańskiego Amazon. Ona miała świetne teksty, a już ponad miliard wyświetleń piosenek dla dzieci na Youtube. I tak powstała nasza wspólna jeszcze niewydana płyta „Pineapple Cake”, która ma zachęcać dzieci na całym świecie do nauki języka angielskiego. Zarówno dla mnie jak i dla Markette jest jasne, że edukacja i język angielski to dzisiaj podstawa lepszego życia i lepszego startu zawodowego. Wyrównywanie szans to coś o co warto walczyć. Wiem coś o tym, bo pochodzę z małego miasta z rodziny, która nie ma żadnych muzycznych tradycji i wiele musiałem przetrwać, żeby być w tym miejscu, w którym jestem.

Jeżeli walczysz o marzenia to nie bój się upaść lub przegrać sto razy. Ważne jest tylko, żeby liczba upadków była równa liczbie „powstań” bo w końcu nadejdzie moment przełomu.

Twoje plany na najbliższe miesiące?

Po prawie 30 latach działalności muzycznej jako kompozytor, producent i wykonawca, przyszła pora na kolejny etap tej ekscytującej wycieczki po świecie dźwięków. Długo dyskutowałem z żoną (przypis red. Magdalena Gawlik) i łącząc moje doświadczenia muzyczne oraz jej ogromną wiedzę artystyczną, ekonomiczną i produkcyjną postanowiliśmy pójść o krok dalej i założyć swoją wymarzoną wytwórnię muzyczną. Mam nadzieję, że w końcu uda się wydać płytę „Pinneaple Cake” i hymn klimatyczny „Come Back to Paradise”, który śpiewają włoscy tenorzy z uwielbianego na świecie Il Volo, a gra Orkiestra Akademii Beethovenowskiej (obecnie orkiestra nagrywająca dla Wytwórni Disney i Lucas Film). Jest to międzynarodowy, duży i skomplikowany organizacyjne projekt. Jego realizacja zajęła nam dokładnie trzy razy tyle czasu, ile pierwotnie założyliśmy, ale ważne, że ciągle posuwamy się cierpliwie do przodu i walczymy, o to by piosenka, ujrzała światło dzienne. Najważniejsze umowy są od dawna podpisane. Dystrybucją zajmie się Sony Music Italia. Niestety w tym projekcie spotkaliśmy do tej pory więcej osób, które chciały zaszkodzić, a wręcz szkodziły z rozmysłem, niż pomogły. Na szczęście już widać światełko w tunelu i może ta piosenka czekała na mój jubileusz.

Wspólnie z żoną, która jest również wokalistką i autorką tekstów, przygotowuję autorski album dla dzieci pt. „Frodzilla”. Jest to materiał przeznaczony na rynek polski i jest mi o tyle bliski, że opiera się na opowiadaniu mojej żony o tym samym tytule (premiera tego wydawnictwa odbędzie się równocześnie z płytą). Jego główną bohaterką jest mała dziewczynka Lilunia i jej sympatyczny pekińczyk Frodo. Prywatnie to opowieść o dzieciństwie naszej córki Liliany i naszym prawdziwym piesku, który dożył sędziwego wieku blisko 20 lat. Żona opowiadała jej niemalże każdego wieczoru przez wiele lat samodzielnie wymyślane bajki o „pańci Liluni i zadziornym, ciekawskim i pełnym fantazji Frodusiu”. Dzisiaj Lila jest już dorosła i w tym roku broni pracę magisterską z chemii na Uniwersytecie Warszawskim. W uniwersum „Frodzilla” uwieczniliśmy też nasze inne ukochane zwierzaki, które towarzyszyły nam w życiu, a dzisiaj są już za „Tęczowym Mostem”. Oczywiście będą także nowi, a nawet nowocześni bohaterowie. Nie może zabraknąć też naszych obecnych kocich rezydentów Niuni i Nutka, kociaków uratowanych dwa lata temu w Twierdzy Modlin.

Singiel promujący wydawnictwo to piosenka „Gęsiego”, w nagraniach której biorą udział wielkie gwiazdy współczesnej muzyki: Urszula Dudziak, Wojtek Pilichowski (gitara basowa), Sławek Berny (instrumenty perkusyjne) i Krzysztof Barcik (gitara). Jesteśmy już po nagraniach Uli i Sławka. Powstaje teledysk, który będzie gotowy na powitanie wiosny. Utwór ten budzi we mnie ciepłe uczucia również dlatego, że jest to taka rodzinna piosenka. Biorą w niej udział „nasze żony i dziewczyny”: Magdalena Gawlik, Karolina Ważna i już niedługo dołączy do nas Kasia Stanek Pilichowska. W kolejnych piosenkach wystąpią inni nasi znani przyjaciele, w tym Maciej Molęda (znany z wielkiego przeboju „Wianek z Gwiazd” w duecie z Robertem Chojnackim), którego powrót na scenę w repertuarze dla dzieci będzie z pewnością dla jego wiernych fanów wielkim zaskoczeniem. Maciek obiecał mojej żonie, więc raczej się już nie wycofa. (śmiech)

Za kilka dni (mamy obecnie styczeń 2024) mija termin przesyłania zgłoszeń propozycji do polskich eliminacji Eurowizji. Oczywiście bierzemy w nich udział wystawiając do konkursu naszą młodą, doskonałą piosenkarkę Matyldę Staneyko z piosenką „Poszukam”. Jest to moja kompozycja do słów Matyldy, która wspaniale pisze i rozumie poezję. Po uruchomieniu naszej wytwórni planujemy wypuścić jej debiutancki krążek pt. Przebudzenie. Jak wszystko pójdzie dobrze i Matylda dostanie się do eliminacji krajowych to będę miał kolejną premierę singla. (śmiech)

Czy jest jeszcze jakieś wspomnienie, o którym chciałbyś nam jeszcze wspomnieć?

Bardzo dobre pytanie. Przez te 30 lat zebrałem wiele wspomnień, wszystkie są istotne, a niektóre wręcz bezcenne. Jest dwie formacje, które zakładałem, a które są dla mnie szczególnie ważne. Pierwsza to mój powrót do rocka progresywnego i to był zespół Analog, który założyłem z Moniką Wierzbicką (wokalistką i aktorką znaną z występów w zespole Ha-Dwa-O!). Występowali z nami Vlodi Tafel, Radek Chwieralski i Wojciech Trusewicz). Wydaliśmy dwie, świetnie przyjęte przez słuchaczy płyty: Analogia i Ulica Wolność. I tu znowu jubileusz 20- lecia zespołu.

Natomiast drugą formacją to elektro- industrialny, zimno falowy Das Moon. Na początku nie tylko produkowałem nagrania i je współtworzyłem (bo taką zasadę mieliśmy w zespole), ale też występowałem na scenie. Formacja Das Moon wydała trzy albumy i wszystkie trzy produkowałem: Electrocution, Weekend in Paradise oraz Dead. Należy tu jeszcze wspomnieć, że z tymi samymi muzykami, z którymi stworzyłem Das Moon, wcześniej działaliśmy jako zespół Rh+ Audiowizualna Grupa Przyjaciół. Byli to Grzegorz Szyma (obecnie rozwijający karierę solową jako DJ i producent muzyczny Hiro Szyma), Marek Musioł (wybitny warszawski prawnik,  producent muzyczny) oraz Daisy K. (doskonała wokalistka i poetka Kamila Janiak, znana również z występów w zespołach We Hate Roses oraz Kruk).

Chyba uroczyście obchodziłeś już jedno 30 – lecie? I to punkowo. (śmiech)

No tak! Chodzi ci o XXX- lecie zespołu KSU. To także ważne wspomnienie. Z zespołem KSU byłem związany przez trzynaście lat, jako basista o wdzięcznym pseudonimie Kojak. Chyba nie muszę tłumaczyć, dlaczego. (śmiech) A jeżeli chodzi o XXX- lecie tego zespołu to z tej okazji zdecydowaliśmy się zrealizować płytę z największymi przebojami KSU w wersji akustycznej. Całą płytę zagrałem na kontrabasie. Było to wielkie i bolesne wyzwanie, bo grać tak szybkie tempo na instrumencie nie dostosowanym do tego typu muzyki powodowało liczne urazy dłoni. Czasami dosłownie płynęła mi krew z palców, ale płytę ukończyliśmy na czas. Do dzisiaj cieszy się ona całkiem niezłym zainteresowaniem. W koncertach i nagraniach wystąpili gościnnie znakomici artyści Małgorzata Ostrowska i Andrzej Grabowski, którego doskonale znałem jeszcze z czasów krakowskich. KSU było dla mnie klamrą spinającą czasy rzeszowskie, krakowskie i warszawskie, tworząc w ten sposób pewnego rodzaju oś czasu. Natomiast bardzo miło zaskakują mnie do dzisiaj fani KSU, którzy mnie ciągle bardzo serdecznie wspominają i czasami piszą.

Odpowiedz mi proszę jeszcze na ostatnie pytanie. Czy kiedykolwiek byłeś innowatorem?

Na tym polu też kiedyś mogłem się wykazać. (śmiech) Bardzo lubię wyzwania i kiedyś, lata temu, po tym jak zostałem Szefem Dźwięku Teatru im. Juliusza Słowackiego, dyrekcja postanowiła wykonać remont nagłośnienia Teatru. Wtedy w mojej głowie narodziła się koncepcja teatru dźwiękowo zbliżonego do kina. Opracowaliśmy system dźwięku quasi przestrzennego (jak w kinach Dolby Suround) i osiągnęliśmy bardzo podobne efekty. Dyrekcja i widzowie byli zachwyceni. Nota bene otworzyło mi to drogę do Warszawy, ponieważ dzięki temu przedsięwzięciu zostałem zaproszony do pracy w Teatrze Syrena przez Barbarę Borys Damięcką, a następnie w podobnych okolicznościach trafiłem do Teatru Kamienica, gdzie rozpoczęło się od budowy systemu dźwięku i studia nagrań, a skończyło się na tym, że skomponowałem Hymn Teatru Kamienica, oraz muzykę do sztuk teatralnych „Porwanie Sabinek” i „I tak cię kocham”.

Dyrektor Damięcka dosyć długo namawiała mnie do przeprowadzki z Krakowa do Warszawy. Muszę przyznać, że się przy tym trochę namęczyła. Nie byłem do tego entuzjastycznie nastawiony, ponieważ w Krakowie miałem swój teatr, swoich przyjaciół, muzykę, jazzowe improwizacje, ulubione miejsca. W Warszawie nie znałem nikogo, ale podjąłem to wyzwanie i dzisiaj absolutnie tego nie żałuję, bo ten krok odmienił dosłownie całe moje życie.

Dziękuję za rozmowę. Była to ciekawa podróż w czasie. W imieniu portalu Liderzy Innowacyjności oraz wszystkich naszych czytelników, którzy kochają muzykę, życzymy ci kolejnych trzydziestu lat owocnej pracy artystycznej.

Z kompozytorem Paulem Gavlicem dla Portalu Liderzy Innowacyjności rozmawiała Magdalena Gawlik (nz. z mężem)

1 KOMENTARZ

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać komentarz!
Please enter your name here