W Paryżu, w domu lorda-kolekcjonera dokonano morderstwa 10 osób, w tym dwoje dzieci. Dziewięć osób zabito zastrzykiem trucizny, a lord zginął od ciosu ciężkim przedmiotem w głowę. Z domu zginął tylko cenny posążek hinduskiego boga Sziwy, który wkrótce odnaleziono w Sekwanie. Zabity lord ściskał w dłoni identyfikator pasażera I klasy ekskluzywnego parowca „Lewiatan”. Statek niebawem wypływa. Czy na pokładzie statku znajduje się morderca?
Spektakl „Lewiatan”, wyprodukowany przez Agencję Kreacji Teatru Telewizji Polskiej, powstał na podstawie powieści Borisa Akunina pod tym samym tytułem. Adaptacji powieści dokonał Cezary Harasimowicz, zaś reżyserem widowiska jest Bartosz Konopka.
Akcja sceniczna toczy się na pokładzie statku w trakcie rejsu, głównie w salonie-jadalni, w którym przebywają pasażerowie I klasy. Wśród nich znajdują się m. in. profesor – dawny znajomy hinduskiego radży, posiadacza ogromnego zbioru diamentów, który to skarb nie został dotąd odnaleziony, tajemniczy Japończyk Aono, Fandorin – dyplomata rosyjski udający się z misją do Japonii, angielski gentleman, ciężarna kobieta oraz rudowłosa elegantka o nieznanej biografii. Jest też Gustaw Gauche – rzekomy paryski rentier, który okazuje się być detektywem, usiłujący rozwikłać zbrodnię w domu lorda w Paryżu.
Fabuła spektaklu jest niezwykle dynamiczna. Na początek ginie człowiek, który nie wiadomo skąd się wziął i po co. Po nim giną następne osoby, a ślady po mordercy mnożą się coraz bardziej, choć nie doprowadzają od razu do przestępcy.
Na statku toczy się bogate życie towarzyskie. Rudowłosa piękność usiłuje uwieść rosyjskiego dyplomatę, detektyw jest dziwnie blisko z rzekomo ciężarną Clebere. Apogeum swobodnej zabawy jest bal, gdzie przy muzyce z fonografu pasażerowie oddają się tańcom. Zanika sztywna etykieta, właściwa ówczesnym „wyższym sferom”, łamią się konwenanse. Panowie zrzucają surduty, panie lgną do przygodnych partnerów w tańcu i na sofach. Trunki tak mocno szumią w głowach, że stateczny lekarz, dotąd zapatrzony w swoją żonę – angielską miss, rzuca się mocno chwiejnie w tany z równie „rozbawionym” profesorem, pierwszy oficer, pozbywszy się kurtki od munduru, porywa na parkiet przygodną kelnerkę a japoński samuraj wiruje solo mając wachlarz za partnera. Tę partię sceniczną uważam za jedną z ciekawszych w całym spektaklu. Można ją interpretować jak „chocholi taniec” mimo czy wbrew potencjalnemu zagrożeniu, bo przecież ktoś w tym gronie jest mordercą.
Oglądając spektakl w TV mamy świadomość, że jego reżyseria wychodzi poza ekran i reżyseruje odczucia widzów. Obraz sceniczny jest tak bliski filmowemu, że wychodzi poza scenę i trafia wprost do sfery odczuwania. Bogata scenografia i kostiumy z epoki sprawiają, że widz nie tyle jest biernym widzem, patrzącym z dystansu na scenę, co aktywnie uczestniczy może nie do końca w wydarzeniach, ale w emocjach. Jest to niemal gra na uczuciach i emocjach widza, które powstają wcześniej od refleksji. Odbiorca identyfikuje się z perypetiami postaci sztuki tak, że ich problemy przeciekają do jego „teatru życia”.
Całość tworzy dość zajmujące widowisko, które może być odskocznią od problemów dnia codziennego. Sądzę, iż nie należy doszukiwać się w spektaklu „głębokich”, egzystencjalnych sensów, bo wprawdzie jest to kryminał oparty na literaturze rosyjskiej, to jednak powieść ta jest bardzo odległa od „Braci Karamazow” czy „Zbrodni i kary”.
Autorka: Sylwia Rogala