Trwając w przeszywającej ciszy, komplementowałam radość. Tą najprostszą, zwyczajną, codzienną, z malutkich rzeczy. I czułam też wdzięczność za to, że Pan Bóg spełnia pragnienia serca. Nawet te najbardziej można by powiedzieć infantylne.
I do mojej pamięci wróciła chwila, w której jako dziecko byłam niesamowicie szczęśliwa, kiedy na przyjęciu z okazji chrztu świętego mojego młodszego brata, na stole pojawiła się przystawka, która na chwilę obecną w moim odczuciu była najpyszniejsza i najstosowniejsza dla dziewięcioletniej dziewczynki. Tak to było to, kawałki kurczaka w sezamie. Niesamowita radość i spełnienie dziecka. Bo w końcu lepiej dobrze zjeść niż podobać się byle komu.
Poszłam za tą myślą i zanurzyłam się po szyję w dziękczynieniu. Za świat stworzony, za zwierzęta i wszystkie plony Ziemi. Za to, że Pan polecił ludziom czynić sobie ziemię poddaną.
Po skończonej modlitwie, korzystając z trwającego milczenia, szukałam jak w kopalni, przepisu by przyrządzić wspomniane danie. Jednak to rozmyślanie przerwałam i udałam się na kolację o wyznaczonej godzinie. Wchodzę do jadalni, a na stole… kurczak w sezamie !
Niby nic wielkiego, a ja czułam ten przeogromny uśmiech Ojca. Dziękuje Tato, udało Ci się rozśmieszyć twoją córkę. Śmiej się tak do mnie jak najczęściej!
Autorka: Maria Wachowicz, studentka dziennikarstwa na UKSW