Ambicja, upór i wytrwałość sprzyjają życiowym sukcesom ubiegłorocznej absolwentki inżynierii biomedycznej na Wydziale Elektroniki, Elektrotechniki, Informatyki i Automatyki Politechniki Łódzkiej. Aleksandra Bednarek po ukończeniu studiów magisterskich kontynuuje naukę na Wydziale Biotechnologii i Nauk o Żywności. Za rok wielokrotna medalistka w pływaniu na wodach otwartych, która półtora roku temu przepłynęła kanał La Manche, będzie podwójnym magistrem macierzystej uczelni.
Inżynieria biomedyczna i biotechnologia to pokrewne kierunki z pogranicza nauk technicznych, medycznych i biologicznych. Dodatkowe studia mają uzupełnić zdobyte już wykształcenie inżynierskie?
Nauki ścisłe zawsze mnie interesowały. Fizyka, chemia, biologia, matematyka to były moje ulubione przedmioty w szkole. Pod tym kątem wybierałam też przyszły kierunek studiów. Nie mogłam się jednak zdecydować, czy chcę być inżynierem czy lekarzem. Inżynieria biomedyczna rozstrzygnęła ten dylemat, ponieważ łączyła niejako te dwie dziedziny. Swoim zakresem obejmuje elektronikę, informatykę i mechanikę medyczną, a także naukę zajmującą się badaniami biomateriałów, stosowanych w medycynie regeneracyjnej, farmacji i weterynarii. Są to materiały syntetyczne lub naturalne, których zadaniem jest zastąpienie lub odbudowanie podstawowych funkcji uszkodzonych tkanek. Inżynierię biomedyczną jako specjalizację wybrałam sobie w piątym semestrze I stopnia studiów inżynierskich, a podczas II stopnia pogłębiałam wiedzę z przedmiotów kierunkowych. Po uzyskaniu dyplomu magistra podjęłam studia II stopnia na Wydział Biotechnologii i Nauk o Żywności, bo bardzo interesuje mnie biologia komórki, jako podstawowej jednostki odpowiedzialnej za życie i funkcjonowanie organizmów. Takiej wiedzy zabrakło mi na inżynierii biomateriałów, dlatego teraz ją uzupełniam. Uczyliśmy się tam różnych metod badania materiałów, które mają styczność z organizmem człowieka, ich właściwości, charakterystyki, wyznaczania parametrów. Tutaj pracujemy nad różnymi hodowlami komórkowymi, ich prowadzeniem, rozpoznawaniem i obserwacją, co się z nimi dzieje. Komplementarność tych wszystkich działań pomoże mi w prowadzeniu prac badawczych.
Zamierza pani pracować naukowo?
Tego na razie nie wiem. Przede mną jeszcze półtora roku nauki, ale jestem już zaangażowana w jeden studencki projekt badawczy. Muszę przyznać, że bardzo mnie to interesuje. Przystąpiłam do tego przedsięwzięcia jako studentka inżynierii biomedycznej i nadal te prace kontynuuję w ramach dalszego kształcenia na Wydziale Biotechnologii i Nauk o Żywności. To też był powód motywujący mnie do podjęcia kolejnych studiów na mojej uczelni, bo nie chciałam przerywać tej pracy badawczej w zakresie inżynierii tkankowej. W ten ogólnopolski projekt biomedyczny z udziałem 6 studentów, zaangażowany jest kilkunastoosobowy osobowy zespół pracowników naukowych i medyków. Współpracujemy z Politechniką Warszawską i Uniwersytetem im. Mikołaja Kopernika w Toruniu.
Czego dotyczy ten projekt?
MATURO 3D jest projektem wdrożeniowym, który realizujemy w ramach programu strategicznego TECHMATSTRATEG NCBR. Jego zadaniem jest stworzenie podłoża biologicznego, za pomocą technologii addytywnej, do leczenia choroby spodziectwa, która występuje u chłopców. Jest to wada rozwojowa układu moczowo-płciowego. Wrodzony defekt charakteryzuje się nieprawidłowym położeniem zewnętrznego ujścia cewki moczowej, która kończy się za wcześnie. W odpowiednim wieku można ją jeszcze w łatwy sposób odbudować. I my tworzymy właśnie takie rusztowania do namnażania się komórek, które mają na celu integrację podłoża biologicznego z tkanką i pobudzenie jej rozbudowy. Ten materiał biologiczny wszczepia się pacjentowi. Odbywa się to przy ścisłej współpracy inżyniera biomedycznego z lekarzem. Studenci nie biorą jeszcze w tym udziału. Robią to jedynie wyspecjalizowane w tym zakresie osoby.
Na jakim etapie są prace w tym projekcie?
Prowadzimy obecnie badania wytworzonego materiału. Badamy go m.in. pod kątem biologicznym i mechanicznym. Zawsze jest coś nowego do zrobienia i na tym się skupiamy. Jesteśmy już bliżej końca, ale mimo wszystko jeszcze trochę pracy jest przed nami do wykonania. Mamy wsparcie pracowników z tytułami naukowymi i korzystamy z ich doświadczenia, dlatego m.in. staram się też o roczny staż w Stanach Zjednoczonych. Mogłabym tam uczestniczyć w studenckim projekcie badawczym. Moje zainteresowania badawcze koncentrują się też na reakcji ludzkiego organizmu podczas pływania w wodach o niskiej temperaturze. Materiałów źródłowych na ten temat jest bardzo mało, a taka wiedza jest potrzebna trenerom i zawodnikom w tej dyscyplinie sportu.
Dlaczego jest to ważne dla takich zawodników jak pani?
Wszystkiego doświadczamy empirycznie, na zasadzie eksperymentalnej niezależnie od tego czy chodzi o temperaturę wody czy zmieniające się prądy morskie. Jeśli zawodnik ma określoną wiedzę, łatwiej mu przygotować się mentalnie do zawodów w pływaniu na wodach otwartych, a to właśnie jest moja ulubiona dyscyplina, bo nic mnie nie ogranicza. Widzę tylko morską lub oceaniczną przestrzeń przez sobą, pływając na długich dystansach. Nie da się tych doznań emocjonalnych porównać z pływaniem na basenie.
Od czego zależy sukces w tej dyscyplinie sportu?
Od dobrego przygotowania fizycznego i mentalnego do startów na długich dystansach zarówno latem jak i zimą. Ja trenuję pływanie od szkoły podstawowej. Kiedy kończyłam liceum myślałam o wycofaniu się ze sportu wyczynowego w obawie, że sobie nie poradzę z nauką na studiach. To był dla mnie moment przełomowy, ale kiedy koleżanka zainspirowała mnie do przepłynięcia Kanału La Manche znalazłam w sobie tyle siły i determinacj, żeby połączyć studia z pływaniem. Stało się to moim marzeniem i wtedy postanowiłam zostać pływaczką długodystansową. Wcześniej pływałam na basenie na dystansie 800 lub 1500 m. Trenowałam ciężko przez kilka lat, żeby w sierpniu 2021 roku przepłynąć kanał La Manche wpław, na odcinku ponad 43 km. To jest mój największy sukces pływacki do tej pory z którego jestem bardzo dumna. Łatwo nie było, bo tam występują zmienne prądy, których siłę oraz kierunek czasami ciężko przewidzieć, ale dałam radę. Przed tym startem przepływałam na basenie prawie każdego dnia od 12 do 17 km, żeby przygotować do niego dobrze organizm. Kilka lat wcześniej kiedy startowałam w długodystansowym pływaniu na wodach otwartych miewałam pewien dyskomfort, zwłaszcza w moim pierwszym takim wyczynie. Kiedy opływałam skalistą wyspę Catalina na Pacyfiku, bolały mnie ręce, nadgarstki od naciskania na wodę i łokcie. Po tych kilku latach treningu moje ciało wzmocniłam na tyle, że podczas płynięcia przez Kanał La Manche nic mnie nie bolało. Odczuwałam jedynie dyskomfort termiczny. Było to odczucie, którego bardzo nie lubię, ale wcześniejsze przygotowanie sprawiło, że pomimo to bezpiecznie pokonałam cały dystans.
Jaki dystans miała pani do pokonanie opływając Catalinę?
To były 34 km. Nie było mi łatwo pod względem fizycznym, bo tuż przed tym startem byłam chora. Dwa dni wcześniej skończyłam brać antybiotyk i to mnie osłabiło. Pod koniec czułam się już bardzo zmęczona tą przeprawą. Rok później opłynęłam Manhattan na dystansie 46,5 km, ale tam woda jest cieplejsza i prądy łatwiejsze do pokonania. Zanim zmierzyłam się z kanałem La Manche przepłynęłam jeszcze wpław Zatokę Gdańską. Jestem pierwszą Polką, która zdobyła Triple Crown of Open Water Swimming, czyli Potrójną Koronę w Pływaniu na Wodach Otwartych.
Po tych sukcesach, nowy rok też zaczął się od zwycięstw. Ile medali przywiozła pani z międzynarodowych zawodów w zimowym pływaniu ze Słowenii?
Z Mistrzostwa Świata w zimowym pływaniu federacji IWSA (International Winter Swimming Association) w Słowenii na jeziorze Bled, które trwały od 23 do 29 stycznia wróciłam z 4 medalami. Na 100 m stylem klasycznym zdobyłam srebrny medal, na 100 m stylem dowolnym brązowy i złoty na 200 m stylem klasycznym w moim koronnym dystansie. Na koniec tych zawodów były jeszcze międzynarodowe sztafety, które są organizowane w celach integrujących zawodników. Wystartowałam w sztafecie z kolegą z Polski, dziewczyną z Argentyny i chłopakiem z Niemiec. Razem wywalczyliśmy srebrny medal w naszej kategorii wiekowej, co bardzo mnie cieszy. Zawody, w których uczestniczyło 450 zawodników z 31 państw, rozgrywane były na specjalnie zbudowanym 25 m basenie na tym jeziorze. Temperatura wody wynosiła ok 5 stopni Celsjusza.
Jak można pokonać w sobie lęk przed hipotermią na skutek kilkugodzinnego pływania w zimnej wodzie?
Wszystko zaczyna się w naszej głowie. Jeśli skupiamy się na lęku, to nas dopadnie zaraz po zanurzeniu się w wodzie o temperaturze zero stopni Celsjusza, albo nieco wyższej. Trzeba zawsze się koncertować na celu, który jest do osiągnięcia oraz tej pasji, którą ma się w sobie. Mentalnie widzieć brzeg do którego się płynie i wtedy nie odczuwa się nieprzyjemnych doznań. Mnie nic nie bolało w czasie długodystansowego płynięcia w kanale La Manche w wodzie o temperaturze 16 stopni Celsjusza, bo byłam skoncentrowana wyłącznie na tym, co mam osiągnąć. Dopiero następnego dnia zaczęłam odczuwać zakwasy, ale po trzech dniach zniknęły.
Na treningi poświęca pani bardzo dużo czasu. Jak udaje się go wygospodarować jeszcze na naukę i pracę w projekcie biomedycznym?
Sport nauczył mnie dobrej organizacji pracy i dyscypliny, co jest zasadą fundamentalną również w zawodzie inżynierskim. Nie zawsze mogłam uczestniczyć w zajęciach i laboratoriach, ale odrabiałam je po powrocie z wypraw pływackich. Ratowało mnie to, że na bieżąco robiłam dużo rzeczy. Jak miałam zajęcia laboratoryjne i trzeba było napisać z tego jakieś sprawozdanie to nie czekałam z tym do końca tygodnia, tylko wykonywałam to z tygodnia na tydzień. Zawsze miałam też duże wsparcie pracowników akademickich na uczelni. Bywało, że podchodziłam do zaliczeń i egzaminów w innym terminie. Bez problemu wyrażali na to zgodę. Nadrabiałam zaległości zwykle w weekendy i wtedy uczyłam się bardzo intensywnie. Wymagało to wielu wyrzeczeń, bo nie wyjeżdżałam na wymiany studenckie, rezygnowałam z korzystania z różnych eventów, ale było warto. Mam dopiero 25 lat, więc życie jest jeszcze przede mną. Nawyki, które w sobie wyrobiłam dzięki tej dyscyplinie sportu na pewno będą procentowały.
Jakie plany ma pani na najbliższe miesiące?
Na razie nie zamierzam starować w żadnych zawodach, ale muszę dbać o mistrzowską formę. Myślę, że najbliższym wyzwaniem mogłoby być przepłynięcie wpław Giblartaru lub Alcatraz, bo chciałabym wziąć udział w maratonie z Alcatraz do San Francisko. Start jest z więzienia, osławionego słynną ucieczką. Bierze w nim udział wielu zawodników. Dystans nie jest długi, bo wynosi niecałe 3 km, ale pływanie z zatoce jest dość ekscytujące. Wszystko zależy jednak od funduszy związanych z taką wyprawą. Niestety, mam problem ze sponsoringiem. Do tej pory bardzo pomagała mi finansowo w takich wyprawach i startach uczelnia za co chciałabym przy tej okazji, bardzo podziękować. Nie tracę nadziei, że los podsunie mi jakieś rozwiązanie, żebym mogła kontynuować długodystansowe pływanie na wodach otwartych latem i zimą. Do tego czasu będę się jednak poświęcać nauce i pracy przy projektach biomedycznych.
Rozmawiała Jolanta Czudak