„Nie każdy bohater nosi stetoskop”

1824

Codzienność, którą koronawirus wywrócił do góry nogami, stawia przed nami nowe wyzwania. Z pracownikiem jednego z supermarketów – Pawłem Borawskim,  o tym, jak wygląda poświęcenie i praca podczas epidemii, rozmawia Magdalena Broda, studentka dziennikarstwa na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego.

Magdalena Broda: Nie boisz się chodzić do pracy w dobie szalejącego wirusa?

Paweł Borawski: Bardzo się boję, ale nie mam wyjścia. Muszę chodzić do pracy mimo tego, że codziennie mam styczność z masą ludzi. Nie mam żadnej pewności, że osoba, która właśnie pyta mnie o jakiś produkt, nie zarazi mnie wirusem.

MB: Co najczęściej kupują klienci podczas kwarantanny? Czy to prawda, że każdy ma w koszyku papier toaletowy, makaron i ryż?

PB: Ostatnio też drożdże stały się produktem pożądanym przez klientów, z tego co zauważyłem. Faktycznie na początku był to papier, makaron i ryż, teraz są to raczej produkty na co dzień potrzebne do spożycia, a więc warzywa, nabiał, mięso. Przyznam, że dziwi mnie bardzo, kiedy widzę klienta, który wybrał się do sklepu po kisiel i wodę, i woli przychodzić do sklepu codziennie po kilka produktów, niż zrobić zakupy raz a porządnie. Zupełnie nie zważa wtedy na to, że każdym wyjściem i pobytem w sklepie naraża nie tylko siebie ale i nas – pracowników.

MB: Każdy z nas doświadczył ogromnych kolejek w sklepach, który moment sprawił, że ta panika zaprowadziła Polaków do sklepów..

PB: Pracując już jakiś czas w dużym, popularnym supermarkecie i obserwuję, że każda sobota to duży ruch. Myślę jednak, że momentem przełomowym była decyzja premiera o zamknięciu szkół i uczelni. Chyba wtedy społeczeństwo zrozumiało, że znaleźliśmy się w niecodziennej sytuacji i szturmem opanowało sklepy spożywcze. Bali się, że zostaną bez możliwości zrobienia zakupów i zaczęli robić ogromne zapasy. Jak widać, zupełnie bez sensu, bo sklepy działają mimo ograniczeń.

MB: Takie zbiorowiska dużej liczby ludzi, sprawiają, że zagrożenie rośnie wraz z każdym klientem, który wchodzi do sklepu. Jak chronisz się podczas swojej pracy?

PB: Firma z góry ustaliła kryteria, według których mamy postępować. Zachowanie odpowiedniej odległości, jedna osoba przy kasie, gumowe rękawiczki, płyny dezynfekujące dla każdego pracownika. Wciąż czekamy na maseczki i zamontowanie pleks przy kasach. Niestety, może to potrwać tygodniami, przy największym natężeniu nie byliśmy chronieni w ogóle. Nasza praca wiąże się z ogromnym ryzykiem, każdego dnia. Mimo to, ludzie nie traktują nas poważnie, bo przecież nie jesteśmy lekarzami. To złudne, bo zarówno lekarze jak i my, jesteśmy na podobnym stopniu zagrożenia.

MB: Powiedziałeś, że klienci nie traktują sprzedawców poważnie. Dlaczego?

PB: Nie stosują się do próśb, nie tylko tych ze strony rządu o pozostaniu w domach i wychodzeniu w razie konieczności, ale również wtedy, gdy wchodzą do sklepu bez dezynfekcji rąk, mimo zbiornika, który stoi przy drzwiach wejściowych. Wyśmiewają nas, kiedy prosimy o zachowanie odległości czy zwracamy uwagę na brak rękawiczek jednorazowych przy braniu pieczywa. Polacy to podzielony naród, jedni siedzą w domach, są odpowiedzialni, inni lekceważą to, bo przecież, oni się nie zarażą.

MB: Jak jest z Tobą?

PB: Ze mną? Jeśli mam wolne, nie wystawiam nawet nosa na balkon. (śmiech)

MB: To jak spędzasz czas na kwarantannie?

PB: Jest mnóstwo opcji. Sprzątanie, filmy, rodzina. Wiesz ile nowych rzeczy poznałem. Czasem jest tak, że mieszkając z kimś mijamy się i nie ma czasu na rozmowę, tego czasu w tej codziennej bieganinie jest bardzo mało. Dla mnie czas kwarantanny, to szansa na odpoczynek, regenerację, obowiązki domowe, które stale odkładamy na potem. Może jakaś nowa książka, pasja, czas pokaże…

MB: Nie ma jednak tego czasu aż tyle, jaki mają osoby wykonujące zawody takie jak kelner, pracownik galerii handlowej czy kina.

PB: Niestety, dopóki sklepy spożywcze działają to i my mamy obowiązek stawiać się w pracy. To normalne, ale niedoceniane. Natknąłem się na wiele zdjęć w internecie, gdzie było widać puste półki, brak produktów. W miejscu gdzie pracuję, sam to zauważyłem. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie było, ale właśnie wtedy poczuliśmy presję, by dostawę rozkładać jak najszybciej po to, żeby niczego nie brakowało. Nie jesteśmy robotami. Staramy się  jak tylko możemy, zdarza się, że zostajemy po godzinach naszej pracy, bo jest tak wiele do zrobienia. Niestety, mało kto o tym wie. Wracamy zmęczeni do domu, po czym następnego dnia wstajemy by pomóc klientom, najlepiej jak możemy.

MB: To prawda, ludzie niecierpliwią się, albo narzekają na brak dostępności produktów, a przecież nie jest to wasza wina.

PB: Dokładnie, dlatego chciałbym zaapelować do wszystkich Polaków o to, aby zakupy robili rozsądnie, z odpowiedzialnością, która ciąży na nas wszystkich. Także i mnie, bo przecież sam jestem klientem. Nie wychodzili z domu, jeśli nie mają takiej potrzeby. Płacili kartą, nie gotówką, na której znajduje się milion zarazków. To drobne gesty. Znaleźliśmy się w sytuacji wyjątkowej, nie zapominajmy, że nie tylko lekarze pracują w pocie czoła. My – pracownicy wszystkich sklepów spożywczych, dokładamy wszelkich starań, by nikomu niczego nie zabrakło.

MB: I ja również o to proszę. Zostańmy w domach. Dziękuję za rozmowę.

Z Pawłem Borawskim rozmawiała Magdalena Broda, studentka dziennikarstwa na UKSW

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać komentarz!
Please enter your name here