Pod koniec czerwca udziałowcy lotniska w Modlinie mają zadecydować o dokapitalizowaniu spółki. Chodzi o niebagatelną kwotę 50 mln złotych z budżetu marszałka województwa mazowieckiego. Nie jest niespodzianką, że udziałowcy lotniska „słabo” się ze sobą dogadują, a linia podziałów ma genezę polityczną. Szybkie rozwiązanie problemów jest coraz bardziej palące, ale o konsensus w tej sprawie nie będzie łatwo.
Port w Modlinie (MPL) istnieje od 2012 roku. W ubiegłym roku skorzystało z niego ponad 3 mln podróżnych. I na tym właściwie kończą się dobre wiadomości, jak podaje wnp.pl . Jak na dość spore lotnisko, to co widać na pierwszy rzut oka to brak dywersyfikacji wśród przewoźników. Na świecie są lotniska obsługiwane tylko przez jedną linię lotniczą, ba są nawet takie w Europie, np. port lotniczy Kumlinge na Wyspach Alandzkich, ale to wyjątek niż reguła, bo np. drugi port lotniczy wysp Mariehamm obsługują już dwaj operatorzy FlexFlight i samoloty zamówione przez Finnaira. Co więcej tam mamy do czynienia z portami, które obsługują po kilkadziesiąt tys. pasażerów rocznie, a nie ponad trzy miliony.
Tymczasem z Modlina regularnie lata tylko niskokosztowy irlandzki przewoźnik Ryanair. Tajemnicą poliszynela jest fakt, że umowa z 2013 podpisana przez MPL z irlandzkim przewoźnikiem jest zła dla portu i w dłuższym terminie przyniosła lotnisku więcej strat niż korzyści. Umowa dała bowiem Ryanairowi uprzywilejowaną pozycję w postaci preferencyjnych stawek za obsługę pasażerów – tylko 5-6 zł od osoby, podczas gdy na innych lotniskach stawka jest osiem razy wyższa.
Ryanair szybko stał się więc monopolistą w Modlinie (wyczerpał praktycznie liczbę tzw. operacji lotniczych), a ponieważ umowa obowiązuje do 2023 roku, to MPL na opłatach lotniskowych nie będzie zarabiał.
Być może strat udałoby się uniknąć, gdyby port generował znaczące przychody z działalności komercyjnej. Ale i z tym jest problem, bo w terminalu w Modlinie jest niewiele powierzchni handlowej.
Tymczasem handel na lotniskach to niezwykle dochodowy interes. Nie jest przypadkiem, że największe porty lotnicze na świecie wabią pasażerów setkami sklepów i dziesiątkami oferowanych usług. Chcesz skorzystać z sauny, potrzebny masaż? Masz ochotę na wykwintną kolację, chcesz kupić Roleksa? – zapewnimy ci to. Oczywiście Modlin to nie Changi, czy nowojorskie lotnisko JFK, jednak jak na liczbę obsługiwanych podróżnych skala oferowanych atrakcji jest na bardzo mizernym poziomie.
Efekt jest więc dość szokujący. Paradoks Modlina polega na tym, że straty zapełnionego do granic możliwości tego portu lotniczego są wyższe niż lotniska w Radomiu, gdzie ruch lotniczy był śladowy (niespełna 10 tys. pasażerów w ostatnim roku działalności).