Paul Gavlic (Paweł Gawlik), „diamentowy” kompozytor z podkarpackiej Dębicy, wielokrotnie nagradzany za wiele rodzajów muzyki od jazzu przez pop, muzykę filmową, teatralną aż do cieszących się ogromną popularnością piosenek dla dzieci. Liczba odsłon jego utworów w serwisach streamingowych przekroczyła już dawno dwa miliardy.
Nie uznaje granic ani w muzyce, ani w geografii, ani w marzeniach. Od dawna pomiędzy Warszawą i Nowym Jorkiem. Od niedawna związany z Las Vegas. Coraz bardziej zafascynowany Nevadą. Kocha wolność. Nie boi się wierzyć, bronić wartości i mówić o nich. Nie znosi jak mówią o nim „obywatel świata” chociaż nim niewątpliwie jest. Ambasador polskości, miłośnik polskiej historii i tradycji. Artysta, który ma szansę rozwinąć swoją karierę na miarę Jamesa Hornera.
Red. Jesteś muzycznym kameleonem, twoje nuty zamieniają się w nagrody i przysłowiowe złoto. Podobnie jak Hans Zimmer jesteś samoukiem i podobnie jak on rozpoczynałeś swoją karierę od rocka, a dokładnie punk- rocka. Świetnie radzisz sobie chyba we wszystkim co obejmuje definicja zjawiska zwanego muzyką. Najlepsi symfonicy, dyrygenci i krytycy sztuki nazywają cię „genialnym melodykiem”. Wybrałeś jednak muzykę filmową…
P.G. To raczej muzyka filmowa wybrała mnie. (śmiech) A na poważnie. Przyszedł taki moment w moim życiu, kiedy zrozumiałem, że komponuję utwory „ładne”, które podobają się słuchaczom (pop czy elektronika), ale nic nie wnoszą do mojego życia na dłuższą metę. Zrobiłem „muzyczny rachunek sumienia” i uświadomiłem sobie, że bliżej mi do teatru i filmu, niż estrady. Poczułem, że chcę pozostawić komercję za sobą. I tak się stało, a pomogła mi w tym moja żona Magdalena, doświadczony manager, producent i mój najbliższy doradca. Nasze nocne rozmowy o muzyce i wolności jaką daje sztuka, a obecnie chyba najbardziej film, sprawiły, że wszystko poukładałem w swojej głowie i faktycznie zacząłem dążyć do wypróbowania się w tego rodzaju formach.
Jak się znalazłeś w USA? Jest to pytanie, które chyba chcą ci zadać wszyscy. Czy polskość pomaga czy przeszkadza w pracy za oceanem?
W Stanach Zjednoczonych jest wielu wspaniałych kompozytorów, z których możemy być dumni. Wymienię tu chociażby Abla Korzeniowskiego, Jana A.P. Kaczmarka czy Mikołaja Stroińskiego. Amerykański sen i idące za nim konkretne wyzwania rozbudzają wyobraźnię każdego muzyka. Ogromny rynek filmowy stwarza możliwości zmierzenia się z prawie każdą muzyczną materią. Pewnego dnia podjąłem decyzję, że też chcę się zmierzyć z tą rzeczywistością, i że będzie to dobre dla mojego rozwoju artystycznego. Jeżeli chce się rozpocząć pracę artystyczną w innym kraju koniecznie trzeba mieć tam reprezentację. Ja na szczęście mam od lat dobrego, doświadczonego agenta Mariusa Bargielskiego (Metropolis Artists Agency New York), dzięki któremu poznałem specyfikę amerykańskiego rynku. Mam już też wielu przyjaciół z kręgów biznesu i sztuki- artystów i krytyków. Nie czuję się osamotniony. Co do polskości? Polskość i „słowiańska dusza” bardzo pomagają, bo tworzą inną wrażliwość, co przekłada się z kolei na unikalną perspektywę. Jednak i tak najważniejsza jest konsekwencja. Jeżeli walczysz o marzenia to nie bój się upaść lub przegrać sto razy. Ważne jest tylko, żeby liczba upadków była równa liczbie „aktów powstania na nogi” bo w końcu nadejdzie moment przełomu. I w to wierzę. Poza tym nie odczułem jakiegoś innego traktowania. Dla Amerykanów jestem po prostu kompozytorem i muzykiem, który ma się dobrze wywiązać z nadziei jakie się w nim pokłada.
Twoje plany na najbliższe miesiące?
Po prawie 30 latach działalności muzycznej jako kompozytor, producent i wykonawca przyszła pora na kolejny etap tej ekscytującej wycieczki po świecie dźwięków. Długo dyskutowałem z żoną (przypis red. Magdalena Gawlik) i łącząc moje doświadczenia muzyczne oraz jej ogromną wiedzę artystyczną, ekonomiczną i produkcyjną postanowiliśmy pójść o krok dalej i założyć swoją wymarzoną wytwórnię muzyczną. Nie udałoby się to bez wspaniałych przyjaciół, którzy „patrzą w tę samą stronę”. Tak narodziła się Wytwórnia Edelmann Records w Las Vegas, którą współtworzymy z Markiem Kuźmiczem- wybitnym polskim perkusistą, krytykiem sztuki i biznesmanem oraz Maciejem Cybulskim- członkiem Akademii Grammy, prezesem Fundacji im. Krzysztofa Klenczona, krytykiem muzycznym i amerykanistą. Mam swój „Dream Team” i teraz z nadzieją mogę się rzucić w wir nowych wyzwań. Obecnie pracuję nad singlem intrygującego rapera o pseudonimie YMZ, Alvaro Yamazaki Soaresa, który moim zdaniem ma wszelkie zadatki na światową gwiazdę muzyki. Pierwszym singlem wydanym przez Edelmann Records będzie „Charleston Avenue” singiel nagrany z myślą o programie telewizyjnym amerykańskiej dziennikarki Markette Sheppard.
A teraz „z innej beczki”. Jesteś współtwórcą międzynarodowego projektu ART FOR PLANET- Artyści dla Planety i autorem jednego z największych na świecie utworów pop ostatnich lat – hymnu klimatycznego Come Back to Paradise (Il Volo, Paul Gavlic, Orkiestra Akademii Beethovenowskiej premiera 2023). Dlaczego ekologia?
Bo ekologia jest ważna, a będzie jeszcze ważniejsza. Skutki zaniedbań w tej dziedzinie dotkną nas wszystkich. Czas na ochronę klimatu i środowiska naturalnego z każdym dniem staje się krótszy. Wydaje mi się, że i tak pewne aspekty działalności człowieka już doprowadziły do nieodwracalnych zmian. Urodziłem się 50 km od Bieszczad. Od najmłodszych lat wszystkie wolne chwile spędzałem na łonie natury. Oboje z żoną kochamy zwierzęta i najlepiej czujemy się z dala od cywilizacji. Natura potrzebna mi jest do złapania równowagi życiowej i twórczej. Nie możemy dopuścić do tego, żeby nasze dzieci i kolejne pokolenia były tego pozbawione. Zostawmy im prawdziwy świat, a nie jego cyfrową podróbkę, dlatego pewnego styczniowego wieczoru postanowiliśmy z żoną stworzyć projekt ART FOR PLANET – Artyści dla Planety. Osobiście uważam, że sztuka ma głębszy sens kiedy służy człowiekowi nie tylko pięknem ale i mądrością. Pobudza do myślenia, uczy czy kreuje zachowania społeczne. Art For Planet to wezwanie artystów do walki o Planetę, która jest naszym wspólnym domem, za który wszyscy ponosimy odpowiedzialność przed następnymi pokoleniami. Projekt z założenia miał być międzynarodowy, a pomysłem mojej żony na jego otwarcie była piosenka (czyli to co jest nam najbliższe). Miał to być protest song, ale skończyło się na miejącym pobudzać do działania nowoczesnym hymnie klimatycznym. Usiedliśmy do swoich klawiatur – ja do fortepianu, a żona do komputera i tak powstała piosenka „Come Back to Paradise” (jeszcze nie opublikowana). Słowa są inspirowane średniowiecznymi tekstami, w tym przypadku Pieśnią Słoneczną przypisywaną św. Franciszkowi. Hymn z założenia jest dużą formą. Potrzebowaliśmy środków artystycznych odpornych „na działanie czasu” i międzynarodowych gwiazd. I tak się stało. W produkcję zaangażowały się prawdziwe tuzy międzynarodowych scen: Orkiestra Akademii Beethovenowskiej (obecnie stale współpracującej z Georgem Lucasem i Wytwórnią Disney) oraz włoskie super pop operowe trio Il Volo. Na dwóch kontynentach, w trzech krajach Polsce (Warszawa, Kraków), we Włoszech (Mediolan, Bolonia i Rzym) oraz w Stanach Zjednoczonych (Nowy Jork) powstał jeden z największych utworów pop na świecie i to w czasie pandemii. W produkcji, spiętej organizacyjnie przez moją żonę, wzięło bezpośrednio udział ponad 100 osób. Za jej ostateczne brzmienie odpowiada studio Sony Music Italia w Mediolanie. Teraz pracujemy nad teledyskiem i miejscem premiery co przy takiej produkcji wcale nie jest takie proste. Po wielu miesiącach poszukiwań otrzymaliśmy propozycję na organizację premiery na Szczycie Laureatów Pokojowej Nagrody Nobla. Dobrym duchem tej części historii jest twórca idei „The Best of Poland” i wspaniały muzyk Marek Kuźmicz. Premiera ostatecznie planowana jest na pierwszą połowę 2023 roku. Niestety takie zjawiska jak pandemia czy wojna na Ukrainie nie pomagają.
Doszły nas słuchy zza Oceanu o jeszcze jednym ciekawym projekcie, w który się angażujesz. Opowiedz o swojej współpracy ze zdobywczynią nagrody Emmy słynną amerykańską dziennikarką Markette Sheppard.
Dzięki mojemu agentowi Mariusowi Bargielskiemu i mojemu managerowi czyli mojej żonie, udało się doprowadzić do kooperacji z Markette Sheppard, wybitną, amerykańską dziennikarką, producentką i autorką książek dla dzieci. Jej literacki debiut „What is light?” oraz „My Rainy Day Rocket Ship” okupowały przez ponad rok pierwsze miejsca listy bestsellerów amerykańskiego Amazon. Ona miała świetne teksty, a ja już ponad miliard wyświetleń piosenek dla dzieci. I tak powstała (znowu jeszcze niewydana) płyta „Pineapple Cake”, która ma zachęcać dzieci na całym świecie do nauki języka angielskiego. Zarówno dla mnie jak i dla Markette jest jasne, że edukacja i język angielski to dzisiaj podstawa lepszego życia i lepszego startu zawodowego. Wyrównywanie szans to coś o co warto walczyć. Wiem to z własnego doświadczenia. Pochodzę z małego miasta z rodziny, która nie ma żadnych muzycznych tradycji i wiele musiałem przetrwać, żeby być w tym miejscu, w którym jestem. Wiele utworów z „Pineapple Cake” nadaje się do filmu. (śmiech)
Jesteś człowiekiem, który otwarcie przyznaje się do wiary w wartości. Jakie wartości wyznajesz?
Uważam, że bez podstawowych wartości nie ma prawdziwego, szczęśliwego życia, a ich brak powoduje chaos, zagubienie i cierpienie. Zestaw wartości i postaw życiowych wyniosłem z domu rodzinnego. Mama nauczyła mnie empatii, odpowiedzialności i sztuki kompromisu, a ojciec wytrwałości, wierności i lojalności. I tak staram się żyć. Ważna jest dla mnie rodzina (żona i dzieci- Oskar, Lila i Ela) i przyjaciele. Dzieci są już dorosłe. Lubię momenty kiedy do domu wpada nasz kolorowy tłumek. Pół dnia dla nich gotuję, a potem przy stole słucham opowieści o egzaminach, laboratoriach, awansach i marzeniach wyjątkowych młodych ludzi.
A jakie marzenia ma Paul Gavlic?
Marzę o tym, żeby spokojnie i do końca tworząc muzykę, zestarzeć się ze swoją żoną. (śmiech) Od wielu lat wiodę spokojne życie u jej boku. Dla niej porzuciłem rockowe życie i codziennie widzę, że podjąłem najlepszą decyzję. Życie spokojne nie znaczy nudne, a zagrałem ponad 2000 koncertów więc mam jakieś porównanie. (śmiech) Moje marzenia to nasz dom nad ciepłym morzem pełen słońca i wspomnień. Ona będzie pisać książki, a ja będę sobie komponował dla przyjemności. Będziemy czekać na wizyty dzieci i przyjaciół i znając życie przygarniemy kilka bezdomnych kotów. Madzia zawsze je gdzieś znajduje i bez pytania przynosi do domu! (śmiech)
Dla Portalu The Best of Poland z kompozytorem Paulem Gavlicem rozmawiała Magdalena Gawlik
Strona internetowa gavlic.com