Atak na osobę zakażoną koronawirusem świadczy o całkowitym braku empatii i miłosierdzia. Tak zachowują się ludzie pozbawieni serca, którzy współczucie dla bliźnich traktują jako wyświechtany slogan. To oni są zagrożeniem dla lokalnych społeczności, a nie chorzy na COVID-19. Pacjenci mają szansę wyzdrowieć, a nienawiść do drugiego człowieka, pozostawi nieodwracalny ślad w psychice tego, kto potępia innych.
W wielu małych miejscowościach ofiarami koronawirusa pozostają jednostki, ale lęk przed nimi paraliżuje lokalną społeczność. W porównaniu do miast, współczynnik zachorowań jest zdecydowanie niższy. Przez zakażenie, z osoby anonimowej, chory staje się osobą publiczną i głównym tematem plotek. Jego życie jest opisywane na łamach lokalnych mediów: artykuły w gazetach, informacje na portalach, ale również dyskusje i posty prywatnych osób w serwisach społecznościowych. Chory oprócz stawienia czoła chorobie, musi zmagać się również z zarzutami ze strony społeczeństwa.
Pod koniec marca w okolicach mojego miejsca zamieszkania (małe miasteczko, 60 km od Warszawy) doszło do pierwszych zakażeń koronawirusem. Były to trzy osoby. Mieszkańcy mieli szansę dowiedzieć się o tym z lokalnego portalu internetowego, w którym została zamieszczona krótka informacja na temat ilości osób chorych oraz miejsca ich zamieszkania. Podobne informacje zostały zamieszczone również w prasie lokalnej. Oczywiście informowanie społeczeństwa to główne założenie mediów, więc do tej pory nie pojawiło się nic nadzwyczajnego. Do momentu w którym, post dotyczący przypadków koronawirusa w powiecie, nie pojawił się w serwisie Facebook, na jednej z lokalnych grup. W komentarzach aż wrzało. W ludziach budziły się silne emocje – lęk i frustracja.
Osoby, które do tej pory były anonimowe, stały się tematem numer jeden. Zaczęły się komentarze, podające prywatne fakty z ich życia i przeszłości, dokładne daty i godziny pobytu w różnych miejscach oraz nakłanianie innych do omijania wspomnianych terenów. Pisano: „nie chodźcie na rynek warzywny, bo dwa dni wcześniej tam byli!” albo, „to ona przywiozła tą zarazę bo przecież wróciła z zagranicy!” i wiele innych, bardziej obraźliwych słów. Oczywiście trudno mówić tu o wiarygodności, ponieważ wiele z tych wypowiedzi było niepotwierdzonych, wydawanych przez przypadkowe osoby.
Tydzień później od sprzedawczyni lokalnego sklepiku spożywczego usłyszałam kolejne zarzuty kierowane w stronę zakażonych koronawirusem, cytuję: „To chłopak tej chorej wrócił z Anglii! Takiego to się nie powinno wpuszczać do Polski wcale!”. Usłyszałam w tym czasie bardzo dużo teorii oraz plotek, starając się oddzielać je od prawdy, ale w tak małej społeczności nie jest to łatwe zadanie.
Można przeanalizować taką sytuację, na podstawie hipotetycznie nadanemu dalszemu ciągowi, w którym osoby chore wyzdrowieją i wrócą do swoich domów. W każdej chwili mogą przeczytać wszystkie komentarze na swój temat, po tak trudnych przejściach związanych z chorobą, spotka ich jeszcze dodatkowy zawód i oszczerstwa ze strony lokalnej społeczności. Przechodząc do dziedziny psychologii społecznej, która opiera się na wpływie działań innych ludzi na psychikę jednostki, przytoczona sytuacja może się potoczyć wielokierunkowo, biorąc pod uwagę czynniki takie jak: odporność psychiczna, radzenie sobie ze stresem i izolacją, wsparcie zewnętrzne, sytuacje i doznania z przeszłości oraz aktualny stan fizyczny i psychiczny.
Piętnowanie, potępianie kogoś lub czegoś wyróżniającego się na tle ogółu to nagminne zjawisko w tak małym społeczeństwie. Dlatego tak ważna jest edukacja społeczeństwa dotycząca zachowań w sytuacjach nietypowych, w których własne uczucia przysłaniają realne spojrzenia na świat i skutki bezmyślnych zachowań.
Autorka: Julia Szaniawska, studentka dziennikarstwa na UKSW