Narodowe Centrum Badań i Rozwoju prowadzi wśród specjalistów ze środowisk naukowych i gospodarczych kolejną rekrutację kandydatów na recenzentów projektów badawczych. Zgłoszenia będą przyjmowane do 12 lutego. Przed przystąpieniem do pracy eksperci zobowiązani są do złożenia oświadczenia o zachowaniu poufności informacji, bezstronności i braku konfliktu interesów. Od ich oceny zależy bowiem przyznanie środków na finansowanie innowacyjnych projektów lub odmowę udzielenia grantów.
Takie zasady obowiązują we wszystkich krajowych i zagranicznych instytucjach, które udzielają finansowego wsparcia na prowadzenie badań podstawowych i aplikacyjnych. Wszędzie opinie ekspertów są anonimowe i wnioskodawcy nie wiedzą, kto ich ocenia. Taki system budzi często kontrowersje. Samo oświadczenie o zachowaniu bezstronności nie jest bowiem równoznaczne z całkowitą bezinteresownością. Ekspert nie ponosi odpowiedzialności za podejmowane decyzje, nawet jeśli popełni rażący błąd przy ocenie unikatowych rozwiązań czy rozwijających się dopiero technologii przyszłości. Jego działanie może wynikać z braku wiedzy, którą dysponuje tylko autor nowatorskiego pomysłu.
– Takie sytuacje się niestety zdarzają zarówno w kraju jak i za granicą. – przyznaje dr n. med. Lech Trzeciak z Centrum Zaawansowanych Materiałów i Technologii CEZAMAT. – Zapewne większość recenzentów jest uczciwa i rzetelnie ocenia wnioski o dofinansowanie projektów czy rękopisy publikacji. Zdarzają się jednak rozmaite patologie, ponieważ ludzie ulęgają pokusom. Były przypadki przywłaszczenia sobie cudzego pomysłu i opatentowania go pod swoim nazwiskiem. Na przykład 1984 roku naukowcom sponsorowanym przez firmę Cistron udało się ustalić sekwencję ludzkiego genu kodującego interleukinę 1, ważny czynnik regulujacy prace układu odpornościowego. Nadesłany do „Nature” opis badań redakcja przekazała do recenzji współzałożycielowi konkurencyjnej firmy Immunex. Recenzent ujawnił kolegom wyniki Cistrona i Immunex pierwszy zgłosił gen do opatentowania, uzyskując wyłączne prawa do jego eksploatacji komercyjnej.
Sprawa się wydała, gdy inni badacze znaleźli drobne błędy w sekwencji Cistrona. Wtedy okazało się, że w opatentowanej przez Immunex sekwencji są identyczne pomyłki. Redakcja ujawniła powiązania recenzenta z Immunexem, a pozwany do sądu Immunex próbował się bronić m.in. stwierdzeniem, że umowa o recenzję nie zabraniała pokazywania wyników osobom postronnym. Proces zakończył się dopiero w 1996 r. ugodą pozasądową, w której Immunex przekazał Cistronowi prawa patentowe do interleukiny i zapłacił 21 mln dolarów rekompensaty. Uniknął oficjalnego przyznania się do kradzieży własności intelektualnej. Jak widać, nawet w tak zdawałoby się prostym przypadkuudowodnienie winy okazało sie bardzo trudne. System oceny peer-review z pewnością nie jest doskonały, niemniej jakiś mechanizm oceny jest konieczny, żeby publiczne przeznaczone na badania wykorzystywać jak najlepiej, dodaje dr Trzeciak.
Instytucje i agencje finansujące projekty modyfikują zasady, aby zagwarantować obiektywną i rzetelną ocenę, ale nie rezygnują z zachowania anonimowości ekspertów. To budzi największe zastrzeżenia sporej grupy wnioskodawców, podobnie jak fakt, że niska ocena recenzenta nie wymaga uzasadnienia. Nikt w to nie wnika i nie podważa jego kompetencji ani uczciwości. Często od takiej opinii nie można się nawet odwołać. Bardzo rzadko natomiast uwzględnia się zastrzeżenia wnioskodawców, którym nie przyznano dofinansowana. Trudno przesądzać, kto ma rację w poszczególnych sporach, ale polemika z instytucją zazwyczaj niczego nie zmienia. Tymczasem wiara w niemylność ekspertów nie może być bezgraniczna, ponieważ znane są przypadki fatalnych pomyłek.
– Kontrowersyjne opinie nie omijają nawet późniejszych noblistów, których projekty i publikacje były odrzucane przez ekspertów – przypomina dr Lech Trzeciak. – Australijscy profesorowie Barry J. Marshall i J. Robin Warren, odkrywcy bakterii Helicobacter pylori, wywołującej wrzody żołądka, długo musieli przekonywać do swoich racji (odkrycie z 1982 r, uznanie 1984 – 1987 r, nagroda Nobla w 2005 r). Twórca metod izolacji i modyfikacji zarodkowych komórek macierzystych Sir Martin J.Evans (nagroda Nobla w 2007 r.) miał z kolei nieustanne problemy z uzyskaniem grantów. Jak wspomina, jego propozycje uważano zwykle za zbyt śmiałe, nazbyt ambitne, bezpodstawne, albo nawet niewykonalne. Po 5 latach, okazało się, że wszyscy już dawno robią to, na co Evans wcześniej nie dostał pieniędzy. Największy cios otrzymał paradoksalnie po pierwszych wielkich sukcesach, gdy po raz kolejny stracił finansowanie, a wraz z tym, trójke kluczowych badaczy z zespołu.
Jeden z życzliwych kolegów powiedział mu wtedy: „Dobra Martin, raz ci sie udało i tyle. Nigdy tego nie powtórzysz. Jesteś skończony”. Recenzje w tonie „to niemożliwe” ma chyba na koncie każdy znaczący badacz, podsumowuje L. Trzeciak.
Podobnych sytuacji doświadczył też prof. dr hab. inż. Tomasz Skotnicki, światowej rangi specjalista w zakresie przyrządów półprzewodnikowych oraz zaawansowanych technologii mikroelektronicznych. Z przełomowych wynalazków, opatentowanych przez uczonego, korzystają teraz najpotężniejsze koncerny na świecie, m.in. Samsung, GlobalFoundries oraz francuski STMicroelectronics, z którym profesor był związany przez wiele lat. O uznanie dla wielu spośród opracowanych przez siebie innowacyjnych technologii i przyrządów m.in. Silicon On Nothing (SON) czy termogeneratorów typu MEMS, walczył z recenzentami przez wiele lat.
– Największe prace jakie zrobiłem w życiu miały kolosalne problemy, żeby przejść przez sito recenzentów i przebić się do publikacji w czasopismach naukowych – wspomina prof. Tomasz Skotnicki. – Jak opatentowałem Silicon On Nothing, to recenzenci odrzucali moją pracę opiniując, że taka technologia nie może działać. Przez dwa lata starałem się bezskutecznie, żeby ten artykuł opublikować. W końcu wygrałem, ale była to ciernista droga. Kiedy wreszcie ukazał się w 2000 roku w najbardziej prestiżowym amerykańskim magazynie IEEE Transactions on Electron Devices, został nagrodzony na najlepszą publikacje naukową roku. Miałem dużą satysfakcję, ale ona była okupiona niemałą udręką.
Przez dwie kolejne kadencje od 2001 do 2007 roku prof. T. Skotnicki był redaktorem amerykańskiego magazynu IEEE Transactions on Electron Devices. Poznał wtedy dokładnie mechanizm działania różnych recenzentów. Nie raz się zdarzały nieuczciwe praktyki. Może warto tymi doświadczenia podzielić się ze światem, nie tylko ku przestrodze, ale żeby w systemie opiniowania prac naukowych dokonać zmian na lepsze.
Być może przytoczone sytuacje są tylko incydentalne, ale mimo to, nasuwają się pewne refleksje. Skala nieprawidłowości przy ocenie projektów jest bez wątpienia niemożliwa do zidentyfikowania. Skoro jednak uczeni skarżą się na takie przypadki, może warto je przeanalizować. Kolejna rekrutacja kandydatów na recenzentów jest dobrą okazją do zastanowienia się nad udoskonaleniem systemu opiniowania projektów przez instytucje i agencje, które udzielają wsparcia na dofinansowanie badań naukowych i aplikacyjnych.