Rafako czeka na ostateczny wyrok

645

Na wielomiliardowych inwestycjach w energetykę węglową Rafako potęgi nie zbudowało. Teraz swoich szans spółka upatruje m.in. w roli podmiotu, który utrzyma na chodzie węglowe elektrownie, nim te stopniowo zastąpią źródła niskoemisyjne. Najpierw musi jednak przetrwać, a nadchodzące tygodnie mogą o tym zaważyć.

Jak poinformował portal WysokieNapiecie.pl prezes Radosław Domagalski-Łabędzki, do końca czerwca może wyjaśnić się kilka kwestii kluczowych dla przyszłości spółki. Wśród nich znajduje się uprawomocnienie układu z wierzycielami, zakończenie procesu poszukiwania inwestora strategicznego oraz negocjacje dotyczące kontraktów dla grup Tauron oraz JSW. W trzecim kwartale spółka oczekuje natomiast pozyskania 50 mln zł pożyczki z Agencji Rozwoju Przemysłu w ramach tzw. Polityki Nowej Szansy.

Jednak nim zajmiemy się dokładnie obecną sytuacją Rafako z perspektywy zarządu, związków zawodowych oraz ekspertów rynkowych, warto przypomnieć po krótce co działo się z firmą przed ostatnie 10 lat.

Wizja rozwoju

Gdy ponad dekadę temu w Polsce ruszały duże inwestycje w nowe bloki energetyczne, Raciborska Fabryka Kotłów była typowana na jednego ich największych beneficjentów tego programu.

Sukces miała zawdzięczać nie tylko tradycyjnej roli dostawcy jednego z kluczowych urządzeń, ale przede wszystkim wejściu na pozycję generalnego wykonawcy dużych przedsięwzięć, a nie tylko ich podwykonawcy.

Do takiego scenariusza od 2005 r. Rafako przygotowywał prezes Wiesław Różacki, który chciał, aby firma z Raciborza podążała śladem zachodnich dostawców technologii dla energetyki. To właśnie oni, często niedysponujący już rozbudowanym zapleczem wykonawczym i produkcyjnym, spijali zawsze najwięcej śmietanki na kontraktach.

Różacki uznał, że Rafako musi wyjść ze „strefy komfortu” i powalczyć o większe marże, bo inaczej spółka będzie trwać w stagnacji, a następnie zacznie tracić pozycję rynkową. Dlatego firma ustawiła się w blokach startowych, gdy grupy energetyczne zaczęły ogłaszać kolejne przetargi na nowe bloki.

W tym czasie, w 2011 r., wśród czołowych firm budowlanych znajdowała się założona przez Jerzego Wiśniewskiego grupa PBG. Jego chęć przejęcia Rafako zbiegła się planami Zygmunta Solorza-Żaka, który kontrolował raciborską firmę poprzez Elektrim. Właściciel Polsatu kupował wówczas Polkomtel, więc potrzebował gotówki. Dlatego zgodził się sprzedać Rafako za 460 mln zł.

Jednak już pod koniec 2011 r. PBG znalazło się w trudnej sytuacji finansowej, związanej z kontraktami autostradowymi oraz Stadionem Narodowym. Wtedy na dobre rozkręcał się kryzys w polskiej branży budowlanej, spowodowany przegrzaniem koniunktury przed Euro 2012.

Sytuację PBG pogorszyło również to, że transakcje z Solorzem-Żakiem musiało finansować ze środków własnych, po tym jak banki wycofały się ze współpracy. W efekcie ostatnią ratę Elektrimowi, która miała wpłynąć na początku 2012 r., spółka Wiśniewskiego spłaciła dzięki temu, że niewiele wcześniej za 160 mln zł sprzedała Rafako pakiet kontrolny Energomontażu-Południe. Zatem w praktyce PBG sfinalizowało zakup Rafako za pieniądze Rafako.

Jak wygląda historia upadku jednej z największych polskich firm? Czy można spodziewać się tego, że państwo zostanie inwestorem Rafako? Czy jest jeszcze szansa na uratowanie raciborskiej spółki? O tym w dalszej części artykułu na portalu WysokieNapiecie.pl

LINK: https://wysokienapiecie.pl/38274-od-snu-o-potedze-walki-o-przetrwanie-rafako-czeka-na-ostateczny-wyrok/#dalej

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać komentarz!
Please enter your name here