Inwestorzy chcą aby rząd podniósł maksymalną cenę za prąd z morskich wiatraków. Przez najbliższy tydzień będziemy świadkami legislacyjnego thrillera, którego finał zdecyduje o losie wartych kilkadziesiąt mld zł inwestycji na Bałtyku.
Po trwających dwa lata pracach nad ustawą o offshore czeka nas ostra końcówka czyli ucieranie kluczowego rozporządzenia. Znajdzie się w nim maksymalna cena za energię wytworzoną w morskiej farmie wiatrowej i wprowadzoną do sieci. To kluczowy parametr dla inwestorów, bo określi opłacalność wartych w sumie kilkadziesiąt mld zł inwestycji. Cena maksymalna z projektu rozporządzenia opublikowanego we wtorek ma wynieść 301,5 zł/MW czyli ok. 70 euro. To kilkanaście zł więcej niż cena energii sprzedawanej w kontraktach terminowych już na przyszły rok, prąd z morskich wiatraków powinien trafić do sieci w 2025 r.
Znaleźć właściwą cenę
Po opublikowaniu projektu rozporządzenia wśród inwestorów zapanowała konsternacja. Wprawdzie spodziewano się, że urzędnicy będą się starać „dusić” cenę maksymalną, ale nie aż tak. – Ustalona na poziomie 301,5 zł/MWh cena referencyjna dla morskich farm wiatrowych jest wymagająca i może zagrozić realizacji celów strategicznych wyznaczonych w polityce energetycznej Polski – głosi komunikat Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej.
Nad projektem rozporządzenia pracował zespół złożony m.in z przedstawicieli resortu klimatu i środowiska, finansów, aktywów państwowych, PSE i Urzędu Regulacji Energetyki. Wzięto pod uwagę kluczowe wskaźniki- m.in. koszt kapitału, produktywność farm wiatrowych i kurs euro (większość kosztów inwestorzy poniosą w tej właśnie walucie).
Nasi rozmówcy uważają, że urzędnicy przyjęli kilka błędnych lub bardzo ryzykownych założeń. Projekt zakłada, że w przewidywaniach przez najbliższe pięć lat utrzyma się średni kurs 4,31 zł za euro, bo gdy COVID-19 przestanie być groźny, złotówka odbije. – Bardzo optymistyczne założenie, szkoda tylko, że NBP nie zagwarantuje, że sprzeda nam euro po tej cenie – mówi z przekąsem menedżer jednej ze spółek energetycznych.
Druga istotna pretensja dotyczy przyjętej w rozporządzeniu produktywności wiatraków. W uzasadnieniu czytamy, że farmy wiatrowe będą pracować średnio 4 tys. godzin rocznie, co daje sprawność na poziomie 45,7 proc. Nasi rozmówcy zwracają uwagę, że nie uwzględnia to tzw. efektu cienia- jeśli blisko siebie powstanie kilka ogromnych farm, to „zabierają” sobie nawzajem wiatr. W efekcie sprawność wynosi już nie 45 proc. ale raczej 41-42 proc.
Jakie są pozostałe zarzuty? Jak porównać Polskę z Holandią? Czy Unia się zgodzi na zaproponowane rozwiązanie? Czy cena wpłynie na jakość? O tym w dalszej części artykułu na portalu WysokieNapiecie.pl