Spływy kajakowe największą rzeką Suwalszczyzny – meandrującą Czarną Hańczą, z jej niezwykle urokliwymi zakolami, pokonywanie śluz na Kanale Augustowskim, jednym z piękniejszych szlaków wodnych w Polsce, wędrówki piesze i rowerowe po leśnych traktach i kąpiele w czystych jeziorach to obrazy z dzieciństwa, które na zawsze utrwaliły się z pamięci warszawskiego prawnika Andrzeja Wiśniewskiego. Pierwszy raz spędzał wakacje w tym rejonie jako pięciolatek, a potem regularnie przyjeżdżał tu z rodzicami. Obecnie jest na emeryturze i zawsze tu wraca na letni wypoczynek.
Pamięta pan swój pierwszy pobyt na Suwalszczyźnie?
Pierwszy raz spędzałem tu wakacje w 1955 r. Miałem wtedy 5 lat. Mieszkaliśmy z rodzicami w namiotach przy PTTK w Augustowie. To było wielkie przeżycie, którego nigdy nie zapomnę. Mój ojciec miał duszę sportowca i kochał przyrodę. Jako 12 latek miał już własny rower, który wujek poskładał mu w warsztatach rowerowych. Wujek zanim zaczął tam pracować sam był zawodnikiem i brał udział w wyścigach. Raz zajął nawet 5 miejsce w mistrzostwach Polski. Potem dwukrotnie rozbił sobie głowę i rozstał się z kolarstwem. Mój ojciec, kiedy miał 14 lat dostał od dziadka własny kajak i pływał nim po Wiśle. Potem przyszła wojna i moja rodzina wszystko straciła. W czasie studiów prawniczych ojciec musiał zarabiać na życie. Z jego opowiadań wiem, że wyprawiał się na polowania piżmaków na rzece Pisie, które się tam po wojnie bardzo rozmnożyły. Zawsze go ciągnęło do natury, ale najchętniej na Suwalszczyźnie.
Często bywaliście w tym rejonie?
Przyjeżdżaliśmy tu regularnie. Jako nastolatek kajakiem pokonywałem z ojcem całą trasę Czarnej Hańczy. Te spływy to była wspaniała przygoda. Trasa zaczynała się od śluz na Kanale Augustowskim. Wpływaliśmy potem do jeziora Serwy z piaszczystymi plażami i stamtąd była przeprawa, wówczas wozem konnym na Wigry. Na terenie Puszczy Augustowskiej rzeka wije się w całej okazałości przez moczarową dolinę, gdzie są wysokie brzegi, porośnięte dziką roślinnością. Na trasie występują zakola i piękne widoki. Ten krajobraz mam przez oczami. Nie tylko pływaliśmy kajakami po rzekach i jeziorach, ale wielokrotnie jeździliśmy po traktach leśnych zaprzęgiem konnym, rowerem lub motycyklem, bo nie było innej komunikacji w tym rejonie. Jako 17 latek sam się kiedyś wypuściłem w dwudniową trasę po tych okolicach zwodząc trochę rodziców. Popłynąłem kajakiem i obozowałem na wyspie, położonej na jeziorze Serwy, a potem wróciłem do Augustowa. Potem zaliczyłem wiele takich wycieczek między Sejnami, Gibami, Augustowem i Suwałkami. Tu rzeczywiście niewiele jest miejsc gdzie bym nie był i czegoś nie widział. Nie obawiałem się samotnych wypraw, pokonałem m.in. trasę z Wigier do Pułtuska. Przyroda zawsze mnie fascynowała i tak jest do dziś. Byłem trochę marzycielem pod wpływem lektury książek Jamesa Oliviera Curwooda, który jako podróżnik pokochał surową i dziką przyrodę i potrafił ją cudownie opisywać.
Te książki inspirowały młodzieńca do spędzania czasu na łonie natury?
Bardzo wcześnie nauczyłem się czytać i można powiedzieć, że książki Curwooda mnie w pewnym sensie ukształtowały. Opisywane przez niego historie mają zawsze jakiś szlachetny przekaz. Uczą i wzruszają, szczególnie te, które opowiadają o życiu zwierząt. Przepełnione są miłością i szacunkiem do natury. Kiedy dwa lata temu przeszedłem na emeryturę przeczytałem ponownie wszystkie jego powieści po angielsku, żeby jeszcze bardziej wczuć się w ich klimat. Wartościowe książki zawsze są na topie, dlatego warto sięgać po klasykę. Wakacje to bardzo dobry czas na taką lekturę. W Pensjonacie Wigierskim w Mikołajewie, gdzie wypoczywamy razem z żoną i naszą Łatką, książki są dostępne dla każdego. Regał się od nich ugina i turyści po nie sięgają, zaszywając się w ogrodzie z lekturą w ręku. To wspaniała inicjatywa właścicieli tego kompleksu, podobnie jak przytulisko dla bezpańskich psów i kotów. Jesteśmy tu po raz kolejny ze względu na wyjątkowo miłą atmosferę i możliwość przyjazdu z własnym pupilem.
Jak tutejsze pieski przyjęły terierkę z Warszawy?
Bardzo przyjaźnie. Najstarsza w tym gronie sunia podeszła do naszej Łatki i sprawdziła jej nastawienie. Powąchały się, dotknęły noskami i pomerdały ogonami. Reszta piesków zrobiła to samo, bo naśladują przywódczynię stada. Boję się ją spuszczać ze smyczy, bo Łatka ma tendencje do uciekania. Jak ją coś zainteresuje z oddali nie zważając na wołanie goni na oślep. Tutaj jest za dużo pokus, dlatego staramy się ją raczej trzymać na długiej smyczce. To jej nie ogranicza w zabawie z innymi pieskami, ani kotami, bo ona ma z nimi też dobry kontakt. To wspaniałe, że jest takie miejsce w Polsce, gdzie turyści mogą zabierać ze sobą na wakacje swoje zwierzęta, którym stworzono tu raj na ziemi. Byłoby cudownie, aby inni właściciele ośrodków turystycznych poszli w ich ślady. Przygarnięte tu przez panią Krystynę Chilińską pieski znajdują czułych opiekunów, którzy je adoptują. Na ich miejsce pojawiają się nowe bezpańskie kundelki, które podbijają serca turystów i znajdują ciepłe domy do końca życia. To są piękne historie, które wzruszają tak samo jak książki Curwooda. Tamte były opisane dawno temu, a te dzieją się na naszych oczach. Każdy może to sam zobaczyć odwiedzając Pensjonat Wigierski w Mikołajewie na Suwalszczyźnie.
Z Andrzejem Wiśniewskim, emerytowanym prawnikiem i adiunktem na Wydziale Prawa Uniwersytetu Warszawskiego rozmawiała Jolanta Czudak
Czytaj również wywiad zamieszczony za tej stronie z Krystyną Chilińską – „Lubię ludziom sprawiać radość”