Jednoimienne szpitale zakaźne poradziły sobie z pierwszą falą zachorowań na COVID-19. Jeśli jednak liczba chorych wzrośnie w Polsce kilkakrotnie, system może się załamać. Brakuje przede wszystkim personelu medycznego do pracy. Problemem jest również zaopatrzenie w środki ochrony osobistej. Kombinezony chronią lekarzy przed wirusem, ale nie zapewniają im komfortu w pracy. Zdarza się, że powodują omdlenia z powodu przegrzania. Producenci chyba nie do końca je przetestowali w realnych warunkach pracy na oddziałach.
Najbardziej dotkliwe problemy kadrowe występują na takich oddziałach jak: OIOM, SOR, izby przyjęć, oddziały wewnętrzne. Brakuje specjalistów do udzielania pomocy pacjentom z COVID-19 na oddziałach zakaźnych. Większość szpitali nie ma też zabezpieczenia w środki ochrony osobistej na dłużej niż kilka dni.
Jednoimienne szpitale zakaźne nie wystarczą do zabezpieczenia pacjentów zakażonych koronawirusem, dlatego prawdopodobnie będą musieli leżeć także w innych szpitalach. Może to spowodować, że nie będą do nich przyjmowani pacjenci z innymi schorzeniami np. kardiologicznymi, czy onkologicznymi. Istnieje ryzyko większej liczby zgonów wśród pacjentów z takimi schorzeniami.
Sytuacja epidemiczna pogorszyła się w wielu szpitalach na terenie całego kraju. W ograniczonym zakresie pracują oddziały anestezjologii i intensywnej terapii, bloki operacyjne, neurochirurgia, chirurgia ogólna i dziecięca, urologia, ortopedia i SOR-y. (inf)