Wiele się o tym mówi. Powoli to już codzienna rutyna i kolejne małoznaczące statystyki podawane w mediach. Na nikim już nie wywiera wrażenia kwarantanna domowa i policja podjeżdżająca pod okna, czy nikt nie złamał zakazu. Dla nas to rutyna, ale co czuje człowiek zamknięty w „czterech ścianach”, zadający sobie pytanie o każdy następny dzień?
O towarzyszących uczuciach w czasie 14-dniowej domowej kwarantanny opowiada Paweł Woźniak z Radomia, który razem ze współpracownikami po powrocie z Anglii, musiał na własnej skórze odczuć co to znaczy „domowe więzienie”.
– Kwarantanna zaczyna się w ciągu 24 godzin od momentu przekroczenia polskiej granicy. Jak wyglądały te procedury podczas powrotu do kraju?
Same procedury nie były zbyt skomplikowane. Najpierw musieliśmy się zmierzyć z wielogodzinnym postojem przed przejściem granicznym. Następnie pomiar temperatury oraz wypełnienie odpowiednich dokumentów. Najistotniejsze było wskazanie miejsca pobytu odbywania kwarantanny. Trwało to zasadniczo niewiele (ok. 15 min). Jednak, od momentu przyjazdu do domu nie było już powrotu na zewnątrz.
– Co pan czuł pierwszego dnia?
Na pewno radość z powrotu do domu, wreszcie bezpiecznie dotarłem. Były też obawy czy na pewno jestem zdrowy i strach – co jeśli jestem zarażony. Co wtedy z moją rodziną i jak będzie wyglądała nasza przyszłość.
– No właśnie – rodzina. Czy oni z panem przebywali na kwarantannie?
Nie, żona razem z córkami zamieszkała u rodziców. Nie wybaczyłbym sobie, gdybym odpowiadał za ich zakażenie. Kiedy nagle człowiek zostaje sam, bez najbliższych uświadamia sobie w jak trudnej sytuacji się znalazł. W głowie kłębią się czarne myśli, co jeśli jestem zarażony? Jak długo będę w izolacji? A jeśli już nigdy więcej nie zobaczę rodziny? Tego się najbardziej bałem.
– Nie miał pan kontaktu z rodziną przez całe 14 dni?
Kontakt był, ale tylko za pośrednictwem telefonu. Dodatkowo, żona starała się co parę dni robić mi najpotrzebniejsze zakupy czy wyrzucać śmieci. Wszystko wymiennie zostawialiśmy pod drzwiami mieszkania, tak aby zachować bezpieczną odległość. Musiała nam wtedy wystarczyć tylko chwilowa rozmowa przez uchylone okno. To był krótki moment, kiedy mogliśmy na siebie spojrzeć „na żywo”. Dodatkowo, naprawdę ciężko jest mieszkać samemu w domu, gdzie na każdym kroku wracają radosne wspomnienia z rodziną.
– Mówi pan o kontakcie przez okno, a co z policyjnymi kontrolami – wyglądały one tak samo jak rozmowy z małżonką?
Nie do końca. Były bardzo różne. Kontrolę przeprowadzał funkcjonariusz policji przez telefon. Potem pokazywałem się w oknie, potwierdzając moją obecność. Jednak bywało i tak, że przedstawiciele władz najpierw dzwonili domofonem, a następnie prosili o chwilową rozmowę, właśnie przez uchylone okno. Wszystko zależało od funkcjonariuszy i danej sytuacji.
– Jak radził sobie pan z wolnym czasem, czy łatwo było go zagospodarować?
Z zamiłowania jestem majsterkowiczem i starałem się wykorzystać ten czas na wykonanie zaległych prac domowych. Konsultowałem się z żoną i dziećmi w tej sprawie. Miałem ogromne wsparcie płynące z ich strony. Niestety, mogłem zobaczyć ich tylko na ekranie telefonu i to sprawiało mi największy ból. Najgorszy był moment, kiedy moja 3-letnia córeczka mówiła mi, że tęskni za mną i żebym już do niej wracał. Trudno było powstrzymać łzy. W takich sytuacjach dociera do człowieka jak ważna jest rodzina i lęk żeby jej nie stracić.
– Takie momenty muszą być szczególnie ciężkie. Podczas tej kwarantanny zdarzyły się jakieś miłe chwile warte zapamiętania?
– Chciałbym powiedzieć, że tak, ale niestety nie pamiętam miłych chwil. To nie był urlop, tylko wyjątkowo ciężkie dwa tygodnie. Każdego dnia zastanawiałem się czy jestem zdrowy, czy nie mam podwyższonej temperatury, albo innych objawów. To były najdłuższe dwa tygodnie w moim życiu.
– Zgadza się pan ze stwierdzeniem, że kwarantanna to „domowe więzienie”?
Nie zgadzam się z tym. Będąc we własnym mieszkaniu nie miałem nic narzuconego. Mogłem tak naprawdę robić co chciałem, oczywiście w granicach rozsądku. Również przebywając na kwarantannie od początku do końca miałem świadomość, że to jest konieczne. Robię dobrze, bo moje zachowanie zapewnia innym bezpieczeństwo, szczególnie moim najbliższym.
– Jest powiedzenie, że doceniamy coś dopiero jak to tracimy. Czy z perspektywy czasu, uważa pan, że czas kwarantanny wpłynął na lepsze relacje rodzinne?
Na pewno mam większą świadomość, że bez rodziny byłoby ciężko i bardzo doceniam, że byli przy mnie w tym trudnym okresie. Nie wiem, czy można stwierdzić, że to lepsze relacje rodzinne, ale na pewno inaczej patrzę na swoje życie i bardziej je doceniam.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
Z Pawłem Woźniakiem rozmawiała Wiktoria Stefańska, studentka dziennikarstwa na UKSW