Ponad 24 mln pracowników z Unii Europejskiej mogłoby skorzystać na wprowadzeniu postulowanej przez Komisję Europejską europejskiej płacy minimalnej. Na taką podwyżkę nie chce zgodzić się polski rząd. Jakie ma argumenty – o tym w „Rządowej ławie” Adam Sierak z pulshr.pl rozmawiamy z Iwoną Michałek, wiceminister rozwoju, pracy i technologii.
Polska będzie miała własną propozycję, zachętę dla imigrantów zarobkowych – ustawę o zatrudnianiu cudzoziemców. – Jesteśmy sceptyczni wobec tych propozycji. Na razie jest to bardzo wstępny projekt dyrektywy i w tej chwili wnosimy pewne swoje uwagi. Nasz rynek pracy jest zupełnie inny od wielu europejskich rynków pracy. Musimy się nad tym zastanowić. Musimy dać sygnał, że nie w każdym kraju te proponowane regulacje się sprawdzą – mówi wiceszefowa polskiego resortu gospodarczego, która odpowiada za kwestie związane z rynkiem pracy.
Zdaniem Michałek funkcjonujący w Polsce mechanizm corocznego ustalania wysokości minimalnego wynagrodzenia, który bazuje m.in. na sytuacji ekonomicznej w danym roku, jest precyzyjny, a przez to wystarczający.
Komisja Europejska pracuje nad projektem dyrektywy UE, która ma zapewnić jednolite standardy ustalania odpowiednich płac minimalnych we wszystkich krajach członkowskich. Jednym z jej elementów jest wskazanie, że płaca minimalna nie może być w danym kraju na poziomie niższym niż 50 proc. płacy przeciętnej i 60 proc. mediany płac w państwie członkowskim.
Dobre, bo polskie?
Płaca minimalna w naszym kraju wynosi 53,2 proc. prognozowanego na 2021 r. przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce narodowej. Różnica względem postulowanych przez KE 60 proc., dla resortu odpowiedzialnego za pracę jest jednak nie do przeskoczenia. – Chodzi nie tylko o te 7 procent. To nie jest niby tak dużo, a jednak jest. Chodzi również o to, że w Polsce mamy specyficzne warunki, mamy tradycje i trzeba je szanować.
Jakie to „tradycje”? Wiceminister Michałek tłumaczy: – Ważne jest również to, że w tej propozycji jest mowa o liczbie układów zbiorowych. W Polsce liczba układów zbiorowych jest chyba na poziomie 20 procent. Dyrektywa mówi o tym, że ten poziom powinien być w okolicach 70 procent. U nas jest bardzo daleka droga do tego, żeby osiągnąć te 70 procent i to naprawdę nie zależy tylko od Ministerstwa Rozwoju, Pracy i Technologii – dodaje.
Ministrowie rządów Zjednoczonej Prawicy od lat mówią o potrzebie jakościowych miejsc pracy, które skończą z postrzeganiem Polski jako miejsca, gdzie można dać danej osobie mniejsze wynagrodzenie za tę samą pracę, którą wykonuje np. Niemiec, Austriak czy Duńczyk. Wydaje się więc, że propozycja Komisji Europejskiej gra z politycznymi celami Zjednoczonej Prawicy.
– Dlatego wnosimy pewne uwagi. My nie mówimy „nie, bo nie”. Pokazujemy swoje argumenty, które podnosimy, bo uważamy, że to nie powinna być dyrektywa – tłumaczy wiceminister. Polska w tej unijnej dyskusji nie jest odosobniona. Wątpliwości co do adekwatności tego rozwiązania zgłosiły również Austria, Dania, Estonia, Węgry, Irlandia, Malta, Holandia i Szwecja.
– Te kraje podpisały list intencyjny, w którym wskazuje się na to, że zalecenie byłoby lepszym instrumentem niż właśnie dyrektywa – uzupełnia Iwona Michałek i tłumaczy, że lepsze z punktu widzenia próby osiągnięcia konsensusu w tek sprawie byłoby zaproponowanie przez Komisję Europejską „widełek”, np. 50-60 proc. mediany płac w państwie członkowskim dla opracowywanej europejskiej płacy minimalnej.
Wyższa płaca a problemy z chętnymi do pracy
W „Rządowej ławie” pytano też o problem niedoboru pracowników na unijnym rynku i ewentualny wpływ europejskiej płacy minimalnej na poprawę tej sytuacji. Tu wiceminister Michałek mówi o własnym, resortowym pomyśle, który ma przynieść poprawę na naszym rodzimym rynku: – Jesteśmy w przededniu prac nad szerszym otwarciem się naszego rynku pracy – pracujemy nad ustawą o zatrudnianiu cudzoziemców. Jesteśmy na etapie analiz i z taką propozycją ustawową wystąpimy. Widzimy w tym szansę na uzupełnienie naszego rynku pracy o osoby, które chcą u nas pracować, niekoniecznie tylko z Unii Europejskiej. pulshr.pl