Dwa ugrupowania polityczne dominują w Parlamencie Europejskim . Są to chadecy i socjaldemokraci. Wśród 751 europosłów konserwatyści zajmują pozycję marginalną. Najwięcej mandatów posiada Europejska Partia Ludowa ( 215) oraz Postępowy Sojusz Socjalistów i Demokratów (190). Grupa Europejskich Konserwatystów i Reformatorów ma ich zaledwie 75. Jeśli Polska chce mieć realny wpływ na tworzenie europejskiego prawa należy zatroszczyć się o przedstawicieli w obu najsilniejszych grupach. Takie deklaracje składają tylko członkowie Koalicji Europejskiej. Zjednoczona Prawica skłania się ku eurosceptykom. W ocenie wiceprzewodniczącego PE, prof. Bogusława Liberadzkiego, tylko gra w najsilniejszej lidze będzie dobrze służyć polskim interesom.
– Panie profesorze, czy wobec przemian na scenach politycznych największych państw członkowskich dominująca pozycja chadeków i socjaldemokratów zostanie zachowana w nowym Parlamencie Europejskim?
– Utrzymująca się przez pewien czas krytyczna retoryka w niektórych państwa europejskich wobec integracji zaczyna przemijać. Ożywienie gospodarcze, znaczne ograniczenie napływu migrantów i uchodźców do Europy, a także zachowanie jedności państw członkowskich wobec brexitu sprawiają, że umacnia się wizerunek Unii przezwyciężającej kryzys. Wzrost poparcia dla eurosceptyków zdecydowanie zmalał. W tej sytuacji nie ma obaw o osłabienie pozycji dwóch dominujących ugrupowań w Parlamencie Europejskim. W kampanii wyborczej w Polsce, która jest pewnym starciem zwolenników i przeciwników integracji powinno się bardzo mocno na to zwracać uwagę. Jeżeli chcemy mieć realny wpływ na tworzenie europejskiego prawa, które służy interesom Polski, to należy się zatroszczyć o wybór przedstawicieli Koalicji Europejskiej do tych dwóch ugrupowań. Prawie 70 proc. prawa, które obowiązuje w Polsce i w każdym innym państwie członkowskim jest stanowione w PE i Radzie Europejskiej. Trzeba o tym pamiętam przy urnach wyborczych.
– W jaki sposób szuka się sojuszników dla zgłaszanych propozycji?
– Odbywa się to głównie poza salą plenarną. Tylko dobra znajomość języka pozwala na kuluarowe rozmowy z różnymi partnerami. Często trzeba ich mocno przekonywać do swoich racji i przedstawiać solidne argumenty dla uzyskania poparcia. W PE nie można wyrażać poglądów partii politycznych, z których wywodzą się europosłowie. Nie wypada nawet tak mówić. Trzeba się powoływać wyłącznie na wolę wyborców. Kiedy podkreślałem, że moi wyborcy chcą drogi ekspresowej S3 od granicy czeskiej do Świnoujścia, to natychmiast zyskiwałem sojuszników, bo to jest zgodne z polityką spójności na kontynencie europejskim.. Tak samo było z drogą ekspresową E6 od Szczecina do Koszalina. Zaczyna się najpierw od identyfikacji projektu, określenia jak ma służyć Polsce, a następnie ocenia się korzyści jakie ma to przynieść Europie. Podniesienie poziomu spójności transportowej, legislacyjnej, społecznej, geograficznej, gospodarczej jest celem UE.
– Dopiero to przekłada się na konkretne fundusze dla danego regionu?
– Oczywiście. Perspektywa finansowa 2014-2020 dała każdemu z polskich województw więcej niż stuprocentowy przyrost środków do dyspozycji w ramach regionalnych programów operacyjnych. Przykładowo, dla Pomorza Zachodniego dzięki naszym staraniom osiągnęliśmy wzrost dofinansowania z 3 mld do 6,5 mld zł , dla woj. lubuskiego ten poziom wzrósł do 906 mln euro, czyli to jest blisko 4 mld zł, a było 1,7 mld zł. To są tego typu korzyści, ale trzeba je wspólnie wypracowywać z sojusznikami. O kształcie każdej polityki m.in. energetycznej, rolnej, transportowej, decyduje PE, dlatego tak ważne jest kto nas tam reprezentuje. Dokumenty proponowane przez Komisję Europejską nabierają w PE ostatecznego kształtu. Tutaj jest też miejsce dla korekty wielu polityk, które KE proponuje. Takie rzeczy się już zdarzały np. w polityce transportowej nastąpiła zmiana geograficznego obszaru korytarza europejskiego. Oznacza to, możliwość finansowania określonych projektów z pieniędzy europejskich. Takim przykładem jest tunel pod Świną, bo Świnoujście nie ma stałego powiązania z Polską. Ten tunel pod Świną ma kosztować 212 mln euro, a dofinansowanie z UE jest na poziomie 180 mln euro, czyli prawie 85 proc. Z taką inicjatywą wystąpiłem najpierw na forum mojej grupy Sojuszu Socjalistów i Demokratów, co przy wsparciu ze strony Europejskiej Partii Ludowej gwarantowało już sukces. Na takie korzyści może Polska liczyć, tylko wówczas jeżeli ma poparcie większości dla swojego projektu, dlatego tak ważne jest żeby należeć w PE do największych ugrupowań. Trzeba w tej lidze europejskiej grać.
– Przy braku kompetencji, słabej znajomości języka, przegrywa się sprawy, regulacje, rozporządzenia i programy?
– Umiejętność dogadywania się z partnerami z silnego ugrupowania jest sprawą kluczową, jeśli chce się cokolwiek osiągnąć. Osoby, które tego nie potrafią nie będą się angażować w prace PE. Niewielki procent posłów jest naprawdę aktywnych, którzy chcą coś dobrego zrobić dla Europy i swojego kraju. Trzeba to uświadamiać wyborcom, żeby nie marnowali głosów na kandydatów, którzy nie mają odpowiednich predyspozycji. Parlament Europejski jest jedyną instytucją, która pochodzi z wyborów bezpośrednich, dlatego należy się mocno zastanowić, komu powierzyć ten europejski mandat.
Z prof. Bogusławem Liberadzkim, wiceprzewodniczącym PE rozmawiała Jolanta Czudak