Wprawia w ruch nieczynny od dawna mechanizm i ożywia każdy stary zegar. W Warszawie, przy zbiegu ulicy Puławskiej i Odyńca jest niewielki zakład zegarmistrzowski, ostatni gdzie czas się zatrzymał. Pracuje tam jeden z dwóch polskich zegarmistrzów, którzy potrafią zreperować stary mechanizm, ręcznie dorobić nawet najmniejszą część, przywrócić właściwy dźwięk i sprawić by zegar ożył.
Henryk Trzosek to człowiek zakochany w czasie i swoich zegarach. Chociaż, dawno mógłby już przejść na emeryturę, to bez pracy nie wyobraża sobie życia. Jest zaprzyjaźniony z wieloma kolekcjonerami starych zegarów, którzy przynoszą je nie tylko z powodu awarii ale i na okresową konserwację. Taki zegar po przeglądzie wisi wtedy z zakładzie na obserwacji: czy dobrze bije, czy dźwięk jest właściwy, czy dobrze odmierza czas? Tu nie ma mowy o pośpiechu, tu trzeba czasu.
Niektórych zegarów nie można jednak bezkarnie ruszać. Wtedy pan Henryk niczym lekarz domowy, udaje się z wizytą do swojego podopiecznego. W wielu domach jest częstym gościem, bo przecież o zegary trzeba dbać. Zwłaszcza w dniu zmiany czasu. Weekend, w którym zmieniamy godzinę jest dla zegarmistrza szczególnie pracowity, bo przecież w starym zegarze nie można tak po prostu przesunąć wskazówek do przodu – te cenne mechanizmy uszkodzą się wtedy nieodwracalnie.
Oprócz skarbów we własnej kolekcji, okazów ze zbiorów prywatnych są jeszcze inne zegary, do których nie dotyka się nikt oprócz pana Henryka. To zabytkowe czasomierze w Pałacu Prezydenckim, Belwederze, Warszawskim Seminarium Duchownym. Strażnik czasu z Belwederu – tak nazywają starszego pana kolejne ekipy zajmujące prezydenckie siedziby – bo to już ponad 20 lat jak pan Henryk opiekuje się tymi eksponatami. O ich historii może powiedzieć wszystko. O tym czego zegary były świadkiem – milczy razem z nimi.
Warszawski zegarmistrz ma na szczęście następcę. Obecnie pracuje razem z synem Maciejem, który pasję i miłość do starych zegarów odziedziczył po ojcu, ale zakochał się też w nowoczesnych technologiach. Współczesne cuda elektroniki w niczym już nie przypominają zegarków z wyświetlaczem typu pałeczka, krzesełko, bałwanek. Tak więc na Puławską wkroczył z rozmachem XXI wiek i równie cenne zegarki.
Ale co będzie dalej? Syn pana Henryka zdążył jeszcze skończyć szkołę zegarmistrzowską. Obecnie nie ma już takiej szkoły. Są kursy, szkolenia, konferencje. Trwają kilka lub kilkanaście godzin. Nie ma nauki historii zegara i technik jego konstrukcji. Te stare eksponaty przetrwają jeszcze długo. Kto jednak będzie o nie dbał kiedy zabraknie Mistrzów, kiedy nie będzie uczniów i czeladników? Kiedy zginie tradycja tego fachu? Wtedy czas starych zegarów na zawsze się zatrzyma. … Byłoby bardzo przykro gdyby nagle wszystkie zamilkły.
Małgorzata Starzyńska