Dlaczego nasze emocje zapisują się w ciele w postaci choroby i kiedy może się to wydarzyć? Zjawisko to opisane jest przez Totalną Biologię – wiedzę, której początek dał dr Ryke Hamer, genialny lekarz i odkrywca Praw Natury.
Katarzyna w dzieciństwie często zapadała na zapalenie krtani. Jej troskliwa mama chodziła do wielu lekarzy, a każdy z nich sugerował inne leki i inne zabiegi, jednak to nie skutkowało. Żaden z tych lekarzy nie zapytał, co dzieje się w życiu dziecka, jakie przeżywa emocje, czy doznała jakiejś traumy, a przede wszystkim: czego się boi, gdyż krtań powiązana jest ze strachem.
Dla każdego z lekarzy prawdopodobnie krtań istniała jak gdyby osobno – poza emocjami osoby, która przecież jest jej właścicielem. Wiele lat temu mało kto mówił o somatyce, o tym, że wszystko co nas „dotknęło do żywego”, może po pewnym czasie pojawić się na ciele. Dziś już jest to dla większości osób oczywiste. A jednak wciąż nie łączymy naszych schorzeń w sposób celowy i precyzyjny z chorobami, jakie „nam się przytrafiły”, jak zwykło się o nich mówić.
Odpowiedzialność za siebie
Dlaczego tego nie robimy, skoro istnieje już niezwykłe kompendium wiedzy, jakie stworzyli dr Hamer i wszyscy kolejni lekarze oraz terapeuci którzy rozwinęli i pogłębili jego odkrycia? Prawdopodobnie ze strachu przed wzięciem odpowiedzialności za siebie.
Nie rozumiemy naszych wewnętrznych procesów, nie znamy celowej biologii, która logicznie tłumaczy, skąd biorą się stany zapalne, częste migreny, cysty, choroby kości, alergie, właściwie wszystko, czego doświadczamy w ciele fizycznym, ma swój początek w konflikcie emocjonalnym. Odkrycie jego źródła jest początkiem zdrowienia.
Wiedza jest już dostępna
Trzeba tylko umieć po nią sięgnąć, chcieć się czegoś dowiedzieć, wniknąć głębiej w zjawisko zwane chorobą. Z punktu widzenia odkryć Nowej Medycyny Germańskiej, ale także Biologiki i Totalnej Biologii (podstawa wiedzy jest ta sama, ale każda z tych dziedzin poszerza i doprecyzowuje tematykę psychobiologiczną), każda choroba dzieli się zawsze na dwie fazy: aktywną (sympatykotonia) i zdrowienia (wagotonia).
W tej pierwszej, objawy zwykle nie są zauważalne. Nie pojawia się ani gorączka, ani obrzęk, ani złe samopoczucie fizyczne. Jedyne co odczuwamy, to napięcie psychiczne. Nie mamy apetytu, nie śpimy, nasze stopy i dłonie są zimne. Dręczy nas konkretna myśl, nie daje nam spokoju. Dzień i noc szukamy rozwiązania, nie możemy przejść nad nią do porządku dziennego. W końcu jednak stres mija, bo rozwiązaliśmy nasz konflikt. Albo w sposób świadomy, bo zauważyliśmy swój stan i znaleźliśmy sposób na to, by przerwać stres, albo nieświadomy, kiedy w naszej rzeczywistości coś się zmieniło, niezależnie od osobistych działań. Wtedy właśnie pojawia się ulga, możemy dobrze spać, wraca apetyt, a dłonie i stopy, stają się ciepłe.
O czym to świadczy?
Że właśnie rozpoczął się u nas proces zdrowienia. Jednak my – a także lekarz do którego poszliśmy – myślimy, że jesteśmy chorzy, skoro pojawiła się gorączka, obrzęk, kaszel.
O ile łatwiej przeszlibyśmy przez ten stan, gdybyśmy rozumieli, że nasze tkanki regenerują się w procesie zapalnym i podwyższona temperatura ciała jest do tego potrzebna. Wszystko tutaj ma swój głęboki, biologiczny sens. Choćby zmęczenie: czujemy je dlatego, że właśnie rozpoczął się proces naprawy. To naturalne, że wtedy nie możemy pracować ponad siły, że powinniśmy się oszczędzać, dać szansę na regenerację. To sygnał mówiący: uważaj na siebie, poleż, wypocznij.
Czyli właściwie, jak dokładnie to działa?
Zauważmy, że wszystkimi procesami w naszym organizmie, nad którymi my sami nie czuwamy świadomie, zarządza automatyczny mózg. To właśnie on sprawia, że odskakujemy przed nadjeżdżającym samochodem, nieustannie pracuje serce, zamykamy powiekę, by ochronić gałkę oczną, działają mięśnie abyśmy się mogli poruszać, itd…
Zadaniem naszego biologicznego mózgu, jest jak najdłuższe utrzymanie nas przy życiu. A jednym z elementów które mu zagraża, jest stres. Gdy jesteśmy w silnym, długotrwałym stresie, możemy umrzeć z dwóch powodów: przeciążenia lub nieuwagi. Mózg nie chce do tego dopuścić, więc jeśli stres podnosi się do niebezpiecznego poziomu i trwa zbyt długo, musi reagować. Przekierowuje go wówczas do określonego organu, abyśmy mogli w końcu zauważyć, że jest w naszym życiu coś, co musimy rozwiązać.
Przełożenie emocji z poziomu psychiki do poziomu biologii ciała jest niezwykle humanitarne ze strony Natury: daje nam czas na rozwiązanie problemu. Zwykle jest to 9 miesięcy. To, co wówczas obserwujemy na własnym ciele, nazywamy chorobą. Ale dla Natury to po prostu specjalny program przetrwania. Mózg w jakimś sensie jest bez wyjścia i aktywuje konkretny archaiczny program, zapisany w nas, skoro my sami nic z tym robimy. On nie może czekać.
Rodzaj emocji jaką przeżywamy, jest ściśle powiązany z konkretnym organem, np. serce związane jest z naszym domem, terytorium, mięśnie, chrząstki i kości z poczuciem własnej wartości i samooceną, żołądek mówi o niemożności strawienia czegoś (jakiejś trudnej, życiowej sprawy) itp…
Wróćmy teraz do Katarzyny, naszej bohaterki, która w dzieciństwie wciąż chorowała na zapalenie krtani. Kiedy w końcu terapeuta zadał jej to właściwe pytanie: czego się bałaś, ona rozpłakała się i powiedziała: „Bałam się psa sąsiadów, a codziennie, wiele razy musiałam przechodzić przez ich podwórko. Kiedy poskarżyłam się tacie, on mnie wyśmiał. Powiedział, że jestem wystarczająco duża, by poradzić sobie z małym kundlem”
I tak pozornie „mała sprawa” stała się kluczowym konfliktem dziecka. Kasia nie została wysłuchana i zrozumiana, a konflikt pojawił się w „pętli”, gdyż dziewczynka nieustannie musiała się z nim mierzyć. Gdyby wtedy ktoś wnikliwie przyjrzał się całej sytuacji i odkrył o co chodzi, Kasia nie brałaby przez całe dzieciństwo antybiotyków.
To właśnie dlatego, wiedza biologiczna ratuje nam życie. Poznajmy ją, bo to poszerzy naszą świadomość, co z kolei wpłynie na biologię naszego ciała i przestaniemy bać się chorób.
Autorka Sonia Ross